Tadeusz Rolke na rolce średniego formatu – powrót do roku 2023-ego i wernisażu wystawy “Beatrycze 2”
Minął przeszło rok od kiedy miałem przyjemność uwiecznić na rolce średnio-formatowego filmu wydarzenie nietuzinkowe, niebanalne i wyjątkowe tak samo jak główny prowodyr owego zamieszania – Tadeusz Rolke. Również wtedy powstała większa część tego tekstu, a dziś jedynie ją odświeżyłem i wzbogaciłem o powstałe fotografie. Zapraszam do lektury!
Nie da się ukryć, że Tadeusz Rolke to człowiek, który w polskiej fotografii zapisał się złotymi zgłoskami, a jego kariera fotograficzna na przestrzeni lat obrodziła w wiele fotograficznych realizacji i projektów, które bardzo mocno wpłynęły na kształt i wyznaczyły kierunek rozwoju polskiej fotografii. W związku z jego 94. urodzinami w Galerii obok ZPAF odbył się wernisaż fotografii zatytułowany “Beatrycze 2”, na który wybrałem się z moim przyjacielem Pawłem Puszkarskim, który czasem też coś od siebie u nas na blogu naskrobie.
Wracając jednak do samej wystawy. “Beatrycze” to zbiór prac, w którym za pośrednictwem języka fotografii Tadeusz Rolke opowiada o swojej tajemniczej, utraconej miłości, a czarno-białe fotografie powstałe w tajnym mieszkaniu, w którym spotykał się z ukochaną pierwszy raz prezentowane były w latach 80-tych. Zatem z racji swojego wieku nie miałem prawa uczestniczyć, a także na żywo widzieć prac tego artysty i tejże pierwszej wystawy. Postanowiłem wybrać się na wernisaż “Beatrycze 2”, gdyż temat miłości, wrażliwości, emocjonalnego podejścia do fotografii i przelewania wydarzeń z życia na materię fotografii, czy szerzej sztuki jest mi bardzo bliski, a ponad to obcowanie z żywymi legendami fotografii to cudowne przeżycie.
Cykl fotografii “Beatrycze 2” jak podkreśla sam Tadeusz Rolke należy traktować jako autonomiczny i odrębny zestaw prac, mimo, że z pewnością można dostrzegać swego rodzaju odległe analogie pomiędzy nimi. Osnute zmysłowością i emanujące tajemnicą prace po raz kolejny zadają pytania, lecz nam odbiorcom nie dają żadnych jasnych i konkretnych odpowiedzi. Można powiedzieć, że autor bawi się z nami w kotka i myszkę, igra z naszą wyobraźnią, która buduje kolejne koncepty, z których żaden może nie być tym właściwym. Wielowymiarowość prac i mnogość interpretacji sprawia, że jako widz możemy zanurzyć się w romantyczny poemat i płynąć z nim przez bardzo długi czas.
By uwiecznić te cudowne momenty zdecydowałem się na użycie Fuji GW670III, gdyż aparat ten wydał mi się najbardziej odpowiedni, by udokumentować wystawę wielkiego twórcy. Format 6×7 jest mi niezmiernie bliski, gdyż pozwala na równie interesujące kadrowanie zarówno w płaszczyźnie pionowej jak i poziomej, a nie będę ukrywał, że dla mnie ma to olbrzymie znaczenie, choć ostatecznie wykonałem tylko poziome kadry. Ponad to sam sprzęt jest bardzo prosty w użyciu i pozwala mi na intuicyjne wręcz działanie gdzie jestem tylko ja i fotografowana przestrzeń. Zależało mi na tym w przypadku tego, gdyby pojawiła się ewentualna możliwości sfotografowania Pana Tadeusza Rolke twarzą w twarz.
Przez chwilę zastanawiałem się czy jego wielkie, wręcz gargantuiczne gabaryty nie będą razić postronnych osób, jednak uznałem, że to bezsensowna kwestia i to mi ma być wygodnie. Ponad to nie będę ukrywał, że ta konstrukcja ma w sobie coś pociągającego i sprawia, że mam poczucie obcowania ze sprzętem, z którego rezultaty wymiatają konkurencyjne konstrukcje, a ich w zasadzie próżno szukać na polskim rynku, a jeśli już się pojawiają to nie ma ich zbyt długo. Oczywiście jak to w fotograficznym środowisku kilka osób zwróciło uwagę na owego wielkoluda, co potwierdziło tezę o tym, że aparat z racji gabarytu budzi fascynację.
Zatem tak się stało, że chcąc wyjść ze strefy komfortu, dać sobie niebagatelne wyzwanie postanowiłem uczestniczyć w wernisażu prac “Beatrycze 2” i dla własnej satysfakcji zrobić z niego mały reportaż przy użyciu dużego (a w zasadzie średniego) Fuji GW670III. Czy to mądre rozwiązanie czy raczej niepotrzebna nikomu ekstrawagancja sam nie wiem, ale cóż takie już jest moje życie. Pełne zwariowanych decyzji i ekstrawagancji. Zatem załadowałem czarno-białego Ilforda Deltę 400 i cóż więcej? Po prostu fotografowałem, a efekty tego mieliście okazję tu zobaczyć.
Dlaczego dopiero dziś zdecydowałem się na pokazanie tych zdjęć? Bo pewne kwestie muszą w moim świecie odleżeć i dojrzeć. Niewywołany film leżał na moim biurku przez te 1.5 roku, aż przyszedł sądny dzień. W toku własnego rozwoju przypomniałem sobie także, że na owych urodzinach zdjęcie grupowe zostało wykonane wielkoformatowym Linhofem 4×5 cala i tego zdjęcia także nie widziałem, a by moje wspomnienia nie wyblakły postanowiłem wywołać własny film, który będzie świadkiem mojej obecności w małym fragmencie polskiej historii fotografii.