Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art (L-mount) na Leica SL2 — kocur, co robi robotę

35 mm to klasyka, którą trudno przegadać. Naturalne kadrowanie, kontekst, a jeśli jest odpowiednio jasna i jest potrzeba to i zgrabnie odseparuje główny temat. Duet Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art i Leica SL2 to prawdziwy „kot”, ale to Ty zamruczysz jak zobaczysz jaki to daje obrazek. Zapraszam do lektury po konkrety.

Budowa obiektywu i jak to leży w duecie z Leicą SL2
Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art wygląda i zachowuje się jak sprzęt z wyższej półki, tylko bez absurdalnej metki cenowej. Metal, precyzyjne spasowanie, sensowna ergonomia. Największy plus w użytkowaniu to mechaniczny pierścień przysłony z blokadą „A” i przełącznikiem kliku – można klikać „po staremu” albo płynąć (pod wideo i cichą pracę).
Gabarytowo jest to całkiem rozsądny kompakt jak na jasne 35mm. Na korpusie SL2 balans wypada bardzo dobrze. Całość sprawia wrażenie narzędzia „do roboty”, a nie bibelotu do gabloty.

Budowa optyczna i jak to śmiga z SL2
SL2 to całkiem gęsta matryca, która bez litości wyciąga wszystko, zarówno to co dobre, jak i co złe, bo w końcu mamy tutaj 47,3MP. W przypadkku właśnie takiej pary to dobrze, bo Sigma dowozi ostrość już od F1.4 w centrum, a po lekkim przymknięciu krawędzie łapią ten sam poziom. Mikrokontrast i plastykę szkła Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art można polubić, bo w końcu dzisiaj właśnie na taki obrazek stawiają klienci i fotografowie. Bokeh jest kremowe i równe, bez nerwowości w typowych scenach reportażowo-portretowych.
Słabości? Są, ale do ogarnięcia:
- Aberracje (zwłaszcza podłużne) potrafią mignąć na kontrastowych krawędziach przy f/1.4–f/2 – purplowe i zielone obwódki to standard w tej klasie.
- Flary i lekkie zamglenie w ostrym podświetleniu – występują, choć osłona robi robotę, a ustawienie kąta często uspokaja sytuację.
- Winieta na pełnej dziurze jest zauważalna – czasem pomaga w rysunku, a jak przeszkadza, profil w postprodukcji załatwia sprawę.
Podsumowując: ostry, żywy, miękki w tle obrazek. SL2 to kupuje, a pliki są żywe i mamy świetny punkt startowy do dalszej obróbki.

Autofocus w tym zestawie
Tu nie będę lukrować, bo wszyscy wiemy jak jest. AF na SL2 bywa ospały. W słabszym świetle potrafi złapać zadyszkę, a przy kontrze czasem sobie „porobi pompki” zanim trafi w cel. W trybie ciągłym zdarza się „pływanie” i ciężko tego nie zauważyć.
Nie mniej kiedy ten set trafia, to jest kocur i aż mruczy. Obrazek jest wtedy czysty, to co ma być ostre jest ostre, a tło na F1.4 w satysfakcjonujący sposób uruchamia głos w naszej głowie mówiący: MAMY TO!
Szybka ściąga jak najwygodniej się działa:
- AF-S z pojedynczym punktem lub strefą,
- manual z peakingiem – na SL2 to przyjemność z racji fantastycznego wizjera,
- w reportażu trzymaj się f/1.8–f/2.2, żeby zostawić sobie margines błędu.

Ogólny odbiór obiektywu
Bardzo na plus. Jakość obrazu, wykonanie i ergonomia – wszystko składa się na zestaw „do pracy” i to za ułamek ceny natywnych szkieł SL, które kosztują krocie. Czy Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art jest perfekcyjna? Nie, ale relacja cena / jakość jest tu niemożliwa do pobicia. W praktyce działa to tak, że bierzesz, robisz, oddajesz materiał i klienci są zadowoleni.

Dla kogo taki zestaw?
- Pasjonat 35 mm – ktoś, kto myśli kadrem, a nie zoomem.
- Zaangażowany reportażysta – śluby, ulica, eventy, lifestyle – tam, gdzie tempo jest ważne, a język obrazu ma zostać spójny.
- Portrecista – 35mm często dodaje ten kontekst tła
- Twórca, który chce jakości Art na matrycy SL2 bez wywracania budżetu.
Galeria zdjęć przykładowych 2000px z obiektywu Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art i aparatu Leica SL2
Pliki 1:1 z obiektywu Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art i aparatu Leica SL2
Podsumowanie
Świetna alternatywa i rewelacyjny duet z Leica SL2. Sigma A 35mm F1.4 DG DN Art idealnie zaspokaja tę matrycę i rysuje ostro, daje kremowe tło, a kiedy autofocus współpracuje – zdjęcia, aż „mruczą”. Do tego sensowna budowa, pierścień przysłony i gabaryty, które nie męczą. Jeśli akceptujesz, że AF nie jest wzorcowy, a w kontrze zdarzy się flara czy obwódka – dostajesz kota, który zrobi fantastyczną robotę, a nie kota w worku.






















