Voigtländer Zoomar 36-82 mm f/2,8 – pierwszy na świecie zoom do aparatów fotograficznych na film 135

Obiektyw Voigtländer Zoomar 36-82 mm f/2,8 to bardzo ważna konstrukcja w historii sprzętu fotograficznego: był to pierwszy zoom do aparatów fotograficznych na film 135. Mało tego, Zoomar był w ogóle pierwszym udanym zoomem w zastosowaniach komercyjnych. Zaprojektował go amerykański inżynier optyczny, doktor Frank G. Back, w ramach poszerzonych badań nad wizjerami i projektorami z optyką o zmiennej ogniskowej dla armii USA. Pierwotnie Zoomar był obiektywem do kamer telewizyjnych i filmowych. Wersja prototypowa została użyta przez telewizję WCBS-TV 21 lipca 1947 roku do relacjonowania meczu między Brooklyn Dodgers a Cincinnati Reds. Pierwsza wersja komercyjna została wykorzystana przez operatorów kronik filmowych firmy Paramount do relacjonowania Serii Światowej w roku 1947.

W roku 1959 niemiecka firma Voigtländer rozpoczęła produkcję wersji Zoomara do aparatów fotograficznych na film 135 w oparciu o konstrukcję doktora Franka G. Backa, stając się pionierem w tym zakresie. Patrząc dzisiaj na obiektyw Voigtländer Zoomar 36-82 mm f/2,8 Zoomar należy stwierdzić, że doktor Back był wizjonerem: stworzył optykę o niezwykle użytecznym zakresie ogniskowych od szerokiego kąta do portretówki, zmienianych w sposób bardzo wygodny, oraz o stałej – i nawet jak na dzisiejsze standardy dużej – jasności f/2,8. I to on wymyślił nazwę “Zoom”, która przetrwała do dzisiaj. Co ciekawe, wersja Zoomara do aparatów fotograficznych została pokazana amerykańskiej widowni na tych samych targach w Filadelfii, na których premierę miał Nikon F i Canon Canonflex, czyli przełomowe konstrukcje japońskie.

Testowany tutaj obiektyw jest zamocowany na podstawowym aparacie, z jakim był pierwotnie oferowany i z jakim jest głównie kojarzony, czyli lustrzanką Voigtländer Bessamatic z migawką centralną. Chociaż tak naprawdę, Zoomar od samego początku był oferowany zarówno w mocowaniu Voigtländer i Exakta, a potem również w mocowaniu Contax na gwint 42 mm, który później stał się znany jako mocowanie gwintowe Pentax, oraz w mocowaniu do lustrzanek Kodak Retina.

Teraz kilka słów o konstrukcji obiektywu. Jak na swoje czasy Zoomar stanowił przełom od strony optycznej, dzięki zastosowaniu przez doktora Backa wspomaganego komputerowo projektowania oraz szkła zawierającego pierwiastki ziem rzadkich. W środku znajdziemy 14 soczewek w 5 grupach (w tym trzy grupy są ruchome a dwie nieruchome). Samo ustawianie ostrości jest realizowane przez ruch przedniej grupy składającej się z jednej soczewki. Minimalna odległość ustawiania ostrości to aż 1,3 metra – kiepsko jak na dzisiejsze standardy, szczególnie przy krótszych ogniskowych. Voigtländer oferował dwie soczewki nasadkowe — Focar A i B – pozwalające skrócić minimalną odległość fotografowania do około 25 cm, ale niestety nie było ich w komplecie z testowanym obiektywem.

Testowanemu egzemplarzowi nie towarzyszyła również – jeszcze rzadsza niż sam obiektyw – osłona przeciwsłoneczna, która miała średnicę 155 mm. Obiektyw jest umiarkowanie ciężki; ergonomia jest niezwykła według obecnych standardów, ale znakomita. Pierścień ustawiania ostrości jest bardzo szeroki a niecodzienna tarcza zmiany ogniskowej porusza się w przód i tył na trzech metalowych prowadnicach. Po tylu latach od wyprodukowania obiektywu, operowanie zarówno pierścieniem jak i tarczą nadal jest niezwykle płynne i precyzyjne. To nasuwa pewną refleksję: chciałbym, aby pierścienie ręcznego ustawiania ostrości i zmiany ogniskowej pracowały z takim wyczuciem w najnowszych obiektywach zmiennoogniskowych wiodących dzisiaj producentów obiektywów… . Niestety jest to szersza – dość smutna – refleksja. Każdy element Zoomara jest wykonany rewelacyjnie i przepowiadam mu kolejne 50 lat bezproblemowego użytkowania. W dzisiejszym świecie produktów, które mają założony dość krótki okres żywotności, jest to prawdziwy odmieniec. Widziałem kilka profesjonalnych obiektywów z autofokusem rozebranych na czynniki pierwsze i ten widok nie napawał optymizmem.

Ale jak Zoomar sprawował/sprawuje się optycznie? W swoich czasach nie dorównywał najlepszym obiektywom stałoogniskowym, ale jakość była wystarczająca do większości zastosowań. Uznałem, że zobaczę jak sobie poradzi na bardzo wymagającej matrycy bezlusterkowca Sony A7R II. Wersja mocowania Voigtländer Bessamatic jest trudniejsza do zaadaptowania ze względu na konstrukcję systemu: obiektyw nie miał mechanizmu przysłony, bo ten był zespolony w korpusie aparatu z migawką centralną Synchro-Compur. Na szczęście miałem adapter do tego mocowania (symbol mocowania DKL) na Nikona, więc mogłem robić zdjęcia z pełnym sterowaniem przysłoną z adaptera poprzez dwie przejściówki: DKL-Nikon i Nikon-Sony E. Początkowo myślałem, że obiektyw będzie bardzo niezgrabny i nieergonomiczny na Sony A7R II, ale okazało się, że ta kombinacja współgra znakomicie.

Jakość optyczna na matrycy 42 MMP nie powala na ziemię, szczególnie przy krótszych ogniskowych. Matryca Sony ma konstrukcję, która stawia ogromne wymagania obiektywom szerokokątnym i przy 36 mm jakość obrazka jest problematyczna, a z powodu niemożliwości ustawienia ostrości bliżej niż 1,3 m nie można nawet zrobić zbliżenia obiektu na pierwszym planie z szeroką perspektywą tła. Brak osłony przeciwsłonecznej oraz proste powłoki sprawiają ponadto, że jakiekolwiek światło padające na przednią soczewkę powoduje duży spadek kontrastu, zaświetlenia i flarę. Ale obrazek przy ogniskowej 82 mm i pełnym otworze przysłony jest ciekawy, z fajnym rozmyciem i staroświeckim „sznytem”. Nawet słabszy niż w nowoczesnej optyce kontrast działa tutaj na korzyść obiektywu. Nie wahałbym się polecić optyki portrecistom poszukującym ciekawego, odbiegającego od sztampy obrazka. Biorąc obiektyw do testu myślałem, że to tylko kawałek historii, na który popatrzę, o którym napisze kilka słów i na tym koniec. Zaskoczyło mnie to, jak ogromną przyjemność sprawiło mi operowanie tym produktem inżynierii i wykonawstwa najwyższej próby z czasów, gdy to długa żywotność produktu miała zaświadczać o jakości producenta. A jeszcze bardziej to, jaką frajdę sprawiło mi robienie zdjęć Zoomarem. Na zakończenie recenzji tego obiektywu mogę tylko zacytować – jakże trafne w tym wypadku – powiedzenie w polskiej i angielskiej wersji językowej: – „Stare, ale jare” czyli „Oldie but a goldie”.

Tekst i zdjęcia: Jarosław Brzeziński

Galeria zdjęć wykonanych obiektywem Voigtländer Zoomar 36-82 mm f/2,8 zamocowanym na aparacie Sony A7R II:

Jarosław Brzeziński
Jarosław Brzeziński

Jarosław Brzeziński, ur. 1962 r., fotograf, malarz i tłumacz z tytułem magistra filologii angielskiej.
Blog pod adresem: https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/
W roku 2005 opublikował książkę “Canon EOS System”.
W latach 1998- 2009 odpowiedzialny w UKIE za tłumaczenia wszystkich dokumentów związanych z akcesją oraz członkostwem Polski w UE.
W latach 1996- 2011 redaktor i autor setek artykułów na temat sprzętu fotograficznego i fotografii dla czołowych miesięczników branżowych.
W latach 1987-1998 pracował jako nauczyciel angielskiego.
W latach 1994-1996 pracował jako freelancing copywriter dla Ogilvy & Mather.
Od 12 lat jest głównym ekspertem ds. tłumaczeń w Centrum Europejskim Natolin.
Od 25 lat pracuje jako zawodowy fotograf ślubny, reklamowy, reklamowy, eventowy, przemysłowy, korporacyjny oraz portrecista, zarówno w studio jak i w terenie.
Od 30 lat pracuje jako tłumacz polsko-angielski oraz angielsko-polski dla czołowych firm i organizacji.

Artykuły: 2090

Jeden komentarz

  1. Mam dwa obiektywy na dkl=>pk.
    Problem w tym że adapter nie otwiera w pełni przesłony. Przesuwa dźwignie od wskaźnika głębi ostrości a nie od przesłony. Bolec od dźwigni głębi ostrości nie daje rady przesunąć przesłony na maksimum.. Na zdjęciu gdzie obiektyw leży obok Oryginalnego mocowania w aparacie, widać że dźwignia powinna być z lewej strony, a na twoim adapterze tak jak i moim jest po prawej.
    Sam obiektyw sztos, bez dwóch zdań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *