Bokeh: krótka polemika w 3 krokach
Bokeh czyli teoretycznie niezwykle teoretyczny aspekt obrazu fotograficznego okazuje się budzić silne emocje, co może zdumiewać bo wydawałoby się że jest to temat na poziomie sporu o wpływ ceny kabli głośnikowych na jakość odtwarzanej muzyki. No ale przecież i o to toczą się zaciekłe boje na forach audiofilskich więc w sumie nic nie powinno mnie dziwić. Niedawno opublikowałem wpis na temat bańkowego i wirującego bokeh, a pod jego udostępnieniem na fejsbuku pojawił się dość długi komentarz, którego nie chcę pozostawić bez komentarza.
Komentarz użytkownika
Oto komentarz jednego z użytkowników fejsbuka do mojego artykułu:
“Mnie w sumie zastanawia cały ten fenomen marketingowego sukcesu Bokehu. O ile 15 lat temu było to coś oryginalnego, to dzisiaj jest nadużywany do tego stopnia, że stał się nieodłącznym elementem tandetnego portretu w złym guście. Kebab raz na jakiś czas nie jest zły, ale jak by to konsumować X lat dzień w dzień, to nawet najbardziej religijny Arab się porzyga.
Z jednej strony jest to zrozumiałe, że pozwala to z kompletnie nudnych zdjęć zrobić ciekawsze bo “obiektyw nam robi”. Szczególnie jest to bardzo atrakcyjne dla osób początkujących. Dla producentów też, bo ułatwia sprzedaż większych i droższych obiektywów na których jest większa marża, i stosunkowo dużo ludzi jest w stanie uwierzyć że ma sens noszenie f1.4 czy f1.2, nawet gdy w palecie mamy obiektywy lepsze optycznie, o połowę lżejsze i raptem 1/2 EV ciemniejsze.
Błędne koło samo się napędza. Myślę, że jest to pokłosie jakości edukacji fotograficznej czy artystycznej generalnie. Zamiast pojechać na wystawę i z bliska obejrzeć zdjęcia Avedona, Penna, reporterów Magnum, czy wielu innych herosów portretu, co wymaga inwestycji na poziomie 2 dniowej wycieczki do Mediolanu, Berlina, Paryża czy Londynu, dużo dużo wygodniej jest “edukować się” na pseudo warsztatach w okolicy u youtobowych i instagramowych tandeciarzy, które więcej mają wspólnego z prezentacją garnków w remizie i dywagowaniem o kompletnych pierdołach, jak z rozwijaniem własnych pomysłów i umiejętności. Bokeh we współczesnej fotografii stał się tym, czym styropian w architekturze.”
Mój komentarz do komentarza
Bokeh jest wieczne
Zacznijmy od samego terminu bokeh. Rzeczywiście stał się słowem-wytrychem, bo w krótkiej formie zawarte w nim jest znaczenie, które musimy opisać kilkoma polskimi słowami w duchu: “subiektywny odbiór estetyczny nieostrych partii obrazu.”. Ale to, co japoński termin bokeh opisuje, nie zaczęło istnieć wraz jego upowszechnieniem się na świecie. Najprościej bokeh to “rozmywać” a rozmycie nieostrych partii obrazu to zjawisko znane, naturalne i wcale nieegzotyczne. Pomińmy słowo bokeh, zastąpmy je terminem “rozmycie” i już wracamy z japońskich szlaków na swojskie, rodzime trakty.
Nie można powiedzieć, że rozmycie pojawiło się kilkanaście lat temu: jest z nami nieomal od początków fotografii i nie jest kwestią mody. Prawdą natomiast jest, że zaczęliśmy przywiązywać do niego większą uwagę, i na etapie projektowania obiektywów inżynierowie zaczęli “wbudowywać” charakter generowanej nieostrości w ich konstrukcję. Ale pamiętajmy, że chodzi zazwyczaj o osiągnięcie neutralności rozmycia, czyli nieostrość ma jak najmniej odwracać uwagę od ostrego głównego obiektu zdjęcia.
Pierwsza zasada: nie przeszkadzać
Dlatego rozmycie uznawane przez Japończyków za nieładne to w istocie nieostrość rozpraszająca, taka, która odciąga naszą uwagę. A to oznacza, że im więcej mówimy o nieostrości danego zdjęcia, tym bardziej świadczy to o tym, że jest to bokeh “nieładne”, takie które przykuwa naszą uwagę bardziej niż to, co ją przykuwać powinno. Jeśli mówię o bańkowym bokeh, to znaczy, że bardziej niż roślinę w centrum kadru widzę bańki w tle. Jeśli natrętnie mówię o wirującym bokeh w portrecie, to znaczy, że bardziej niż na twarzy skupiam się na wirowaniu wokół niej.
Nieporozumieniem jest mówienie, że tylko najjaśniejsze obiektywy generują bokeh: zarówno obiektyw 135mm F1.8 jak i 135mm F2.8 jest w stanie rozmyć tło przy pełnym otworze przysłony i co prawda ten pierwszy w identycznych warunkach rozmyje tło nieco bardziej, ale nie znaczy to, że na pewno rozmyje je ładniej. Zdarzają się bardzo jasne obiektywy w stylu 50mm F0.95, które mają przy pełnym otworze przysłony mocne ale brzydkie rozmycie i najładniej rozmywają tło po przymknięciu do F2. W każdym razie nie jest tak, że obiektyw o jasności F1.2 “ma bokeh” a taki o jasności F1.8 “nie ma bokeh”, ponieważ w odpowiednich warunkach obydwa generują rozmycie tła.
Jak styropian w architekturze
Zgadzam się, że niektórzy ludzie ratują przeciętne fotki robiąc je obiektywami generującymi rozmycie, które jest atrakcyjne dla pewnych oglądających i które skutecznie odciąga uwagę od miałkości obrazka. Zgadzam się, że to nie bokeh ma być tematem zdjęcia i nadmierne skupianie się na nim nie służy jakości fotografii. Ale tak jak beztalenciu samo atrakcyjne bokeh nie pomoże w zrobieniu dobrego zdjęcia, tak zdolnemu fotografowi w zrobieniu dobrego zdjęcia nie przeszkodzi to, że używany przez niego obiektyw generuje konkretne właściwości rozmycia, które czasem może sprzyjać odbiorowi estetycznemu obrazka.
Zatem z bokeh jest jak ze wszystkim: traktowane z umiarem i używane w sposób sprzyjający przekazowi piktoralnemu i przesłaniu zdjęcia, rozmycie może stanowić ważny, integralny element fotografii. Z zastrzeżeniem, że jest to jeden z wielu elementów, ale wcale nie nadrzędny. Tak jak styropian w budownictwie, rozmycie ma swoją rólkę do odegrania w fotografii.