Hasselblad XPan i 45mm F4 – filmowe spojrzenie na fotografię
Czy jest to ekstrawagancja? Jest. Czy jest to drogi sprzęt przeznaczony dla wąskiego grona? Tak! Czy używanie go sprawia mi cholerną przyjemność? A jakże! Poznajcie analogowy aparat dalmierzowy Hasselblad XPan.
Ale zanim przejdziemy do właściwej treści artykułu to muszę się z wami czymś podzielić: Analogi rządzą! Kocham fotografię analogową, bo niesienie ona dla mnie dużo większy ładunek emocjonalny i budzi dużo większe zaangażowanie w proces, którego jako twórca mogę być jeszcze większą i ważniejsza częścią! Uważam, że fotografując analogiem trzeba mieć co nieco poukładane w głowie, co by bezmyślnie nie marnować filmu fotograficznego, chyba, że na kreatywne eksperymenty i zabawę.
Jeśli chodzi o kreatywność i wyjście poza poniekąd klasyczny dla cyfrowego świata fotografii format 3×2 to zawsze pociągał mnie format panoramiczny i właśnie z pomocą aparatu Hasselblad XPan mogę dać temu twórczy wyraz. Choć na rynku jest dużo znacznie tańszych alternatyw w postaci radzieckich aparatów Horizon, a ponad to mój ulubiony spec od white russian „The Dude” Jeff Bridges planuje wskrzeszenie tegoż aparatu to nadal moje oczka robią się maślane, gdy wpada w moje ręce szwedzka piękność.
Wymienna optyka, dalmierz, którego jak okazuje się stałem się z wiekiem ogromnym fanem, wybitna jakość wykonania, możliwość używania sprzętu w trybie półautomatycznym – priorytetu przysłony, ale co bardzo ważne możliwości wykonywania klasycznych kadrów 3×2 pomiędzy panoramami 65×24 to coś co sprawia, że Hasselblad XPan naprawdę jawi mi się jako aparat wyjątkowy i fenomenalny.
Czy jest to ten sam aparat co Fuji TX-1? Zapewne tak. Czy oba są tak samo trudno dostępne na polskim rynku i dedykowane dla specjalnego klienta? Zdecydowanie! Czy cena potrafi zbić z tropu i ostudzić zapał? No właśnie niestety potrafi i to przeogromnie. Czy pasja potrafi być absurdalnie droga? Oj potrafi! Czy Ty też chcesz dokumentować świat na filmie i jak w filmie? A może masz życie jak film i chcesz to przekazać? Ten aparat jest zdecydowanie dla Ciebie!
W zasadzie muszę powiedzieć to wprost – Hasselblad XPan to aktualnie wedle mojego mniemania aparat bezkonkurencyjny. Wybitnej jakości wymienna optyka, o której już wspomniałem, ogromny dalmierz, który pozwala na precyzję w komponowaniu kadru, a także umożliwia wybitnie łatwo ustawić ostrość. Trwałość obudowy, która gwarantuje lata użytkowania nawet w najbardziej paskudnych warunkach pogodowych.
Gdyby ten aparat nie był tak drogi to mam wrażenie, że podczas tego samego dnia mógłbyś z powodzeniem wbijać nim gwoździe w drewnianym domku na Alasce, by kilka chwil później fotografować psi zaprzęg złożony z czystej krwi psów rasy Alascan Malamute, pędzący podczas burzy śnieżnej przez śnieżnobiały las, a na koniec dnia użyć aparatu do obrony przed niedźwiedziem i wyjść z tej potyczki zwycięsko i być jak Leo Di Caprio w „Zjawie”. Właśnie taki jest ten aparat i właśnie tak bardzo filmowe obrazy pozwala produkować. Zawsze marzyłem o robieniu wybitnego kina, ale takiej komedii w moim wykonaniu to się chyba nie spodziewaliście, co?
Zapytacie „Robert czy ten sprzęt ma jakieś wady poza absurdalną ceną?”
Ma i ta cecha to jego wada, ale też jego największa moim zdaniem zaleta. Zdjęcia w formacie panoramicznym wykonane tym aparatem nie nadają się do oglądania na małym ekranie smartfona, nawet na ekranie Macbooka wyglądają kiepsko. Najlepiej ogląda się je w odpowiednich powiększeniach, gdzie możemy dostrzec z jak wyjątkową możliwością obrazowania mamy przyjemność obcować, ale także widzimy jak dobrym obiektywem jest 45mm F4 i jak ostre jest to szkło przy jednoczesnym zachowaniu kompaktowych rozmiarów.
Oczywiście cierpi na tym jasność i pewnie wszyscy wolelibyśmy F2.8, ale nie ma co kręcić nosem, bo trzeba pamiętać, że to szkło musi pokryć panoramiczne 24x65mm. W każdym razie używa się go z ogromną przyjemnością, chociaż położyłbym ręce na pozostałych dwóch obiektywach tj. 30mm oraz 90mm, ale może kiedyś pojawią się w InterFoto.eu.
Reasumując aparat Hasselblad XPan to błogosławieństwo, które spłynęło na mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Zmęczony cyfrowością współczesnego świata, potrzebowałem po raz kolejny poddać się temu co nieodkryte i odetchnąć między zdjęciami. Dać sobie przestrzeń, by poczekać na to co znajdzie się na filmie po wywołaniu i jakie filmowe sceny przyszło mi za jego pomocą uwiecznić. Dzięki temu sprzętowi powróciłem na nowo do paryskich alejek, które już w mojej pamięci zdążyły lekko wyblaknąć, ale także wraz z Jakubem Nowickim stworzyłem kilka nowych kadrów, które już na zawsze odciśnięte będą na filmie.