Sigma DP1 Quattro – etap w rozwoju Foveona

Sigma DP1 Quattro to jeden z etapów rozwoju oryginalnych kompaktów cyfrowych firmy Sigma z innowacyjną matrycą Foveon. Dzisiaj o tym aparacie i całej koncepcji Foveona opowie Grzegorz Piaskowski, który swoją pasjonującą opowieść zilustruje znakomitymi zdjęciami.

Są na świecie takie miejsca, że gdy do nich trafimy, to najpierw uderza nas zachwyt i powoli akceptujemy jego realność, a następnie dziwimy się, że nie trafiła tu jeszcze masowa turystyka. Podobnie rzecz się ma z najmniejszymi aparatami Sigmy, z serią DP. Ich cechy są tak niezwykłe, że aż wydają się nierealne.

Znakomity dokumentalista – Tomek Liboska, w projektach realizowanych w Polsce czy Teksasie, posługiwał się przede wszystkim analogowymi aparatami średniego formatu. Kiedy próbowałem przekonać go, by spróbował zamienić ciężkie i kłopotliwe kamery na “cyfrówkę” wielkości mydelniczki, prawie uznał mnie za wariata: żadna cyfra nie może się przecież nawet zbliżyć do jakości, kolorystyki, specyficznego “łapania światła” jakie daje szeroka rolka światłoczułęj błony. A co dopiero “cyfrówka” kompaktowa!

Koniec końców, ten wystawiający swoje prace w światowych galeriach artysta, na podstawowe narzędzie swojej pracy, wybrał “mydelniczkę” o nazwie DP2 Merrill. I żaden z najnowocześniejszych aparatów nie przekonał go, że jest lepszy od Foveona. Trwa to już wiele lat. Ale wróćmy do początku.

Sigma DP2 Merrill
Wraz z generacją Merrilli do analogowej kolorystyki i dużej dynamiki tonalnej matryc Foveon, dołączyła rewolucyjna cecha – rozdzielczość porównywana z jakością aparatów średnioformatowych. Sigma DP 2 Merrill, ISO 100, F/4, 1/320 s.

Małe aparaty o wielkim sercu

Kiedy w siedzibie Sigma Pro Centrum odbierałem do testów model DP1 Quattro, przekazujący aparat Łukasz Mikulski, zaznaczył: proszę o szczerą recenzję, bez pomijania wad. Oczywiście ta postawa zyskała moje uznanie, jednak wiedziałem, że trudno będzie mi się skupić na wadach. Fotografuję Foveonami od początku serii DP i po zakupie DP1 natychmiast do zespołu dołączyła DP2, przez lata na te wady nauczyłem się patrzeć po prostu jak na cechy specyficznego sprzętu.

Pierwsze aparaty Sigmy to była rewolucja. W maleńkim korpusie zmieszczono lustrzankową matrycę wielkości aps-c, na dodatek o zupełnie innej konstrukcji niż popularne sensory oparte na filtrze Bayera. Aparat zaopatrzono w stałoogniskowe obiektywy, których priorytetem nie była jasność a bezkompromisowa jakość obrazu. Pierwsi użytkownicy i testerzy potwierdzili, że wszystko w tym aparacie podporządkowane jest jednej rzeczy: jakości obrazu. Uznano aparat za sprzęt składający się z tej właśnie zalety i samych wad: niewielka szybkość, słabe wysokie iso, brak dobrych jpgów, fatalny wyświetlacz LCD.

Na owe czasy nie było aparatu, który mógłby się choć zbliżyć do dynamiki tonalnej Foveonów. Internetowa społeczność miała jednak spory problem z oceną rozdzielczości aparatów Sigmy. Natywna ilość pikseli sobie, informacje producenta sobie, a wyroki internetowych mądrali od Sasa do Lasa. Ostrożni wskazywali, że natywne 4,6 mpx z pierwszych Sigm DP należy traktować jak 8 do 10 mpx zwykłych “cyfrówek” z matrycą aps-c.

Wszystko za sprawą niestandardowej budowy matryc tych aparatów, budowy złożonej z trzech warstw odpowiadających za kolory RGB (jak w błonie fotograficznej), pozbawionej filtra antyaliasingowego, który powoduje degradację ostości. Tutaj filtr jest zbędny, gdyż Foveon nie powoduje powstawania zjawiska mory. Co ważne, w tej matrycy, podobnie jak na kliszy następuje pełny zapis informacji o kolorze, zaś w standardowych matrycach opartych o filtr Bayera, musi nastąpić jego interpolacja (koloru).

Wszystko to wygląda pięknie, jednak nie ma róży bez kolców – z dobrodziejstwami matrycy warstwowej mamy do czynienia jedynie na niskich czułościach. gdyż światła łaknie jak kania dżdżu. Jeśli jednak dostarczymy jej luksów, odda je nam w postaci znakomitego detalu i koloru…. lub braku koloru.

Braku, gdyż, pomimo, że znana firma z Leitz (a niedawno również Pentax) wyprodukowała sprzęt dedykowany jedynie do zdjęć czarno-białych, to nie znam lepszych aparatów do tego rodzaju fotografii niż produkty Sigmy. Mikrokontrast, przejścia tonalne, dynamika… wszystko to powoduje, że obrazy w skali szarości wyglądają naprawdę niesamowicie! A ich obróbka to czysta przyjemność. Co więcej, niezbyt trudna, bo program do wywoływania rawów X3 rozwiązuje tę kwestię w tyleż genialny, co prosty sposób.

Sigma DP1 Quattro 1
Miejska legenda głosi, że Sigmy są wolne. Szybkie reportaże robiłem bez problemu już pierwszymi kompaktami DP, a nowsze generacje są wystarczająco szybkie, by nie być kulą u nogi fotografa. Ponadto, surowe pliki z Foveona do doskonały materiał na zdjęcia czarno-białe. Sigma DP 1, ISO

Z upływem czasu pozostali producenci zaczęli doganiać Sigmę w zakresie zakresu dynamiki. Ponadto, zaczęły pojawiać się coraz bardziej napakowane pikselami matryce, obiektywy zdolne te piksele wykorzystać (wielka w tym zasługa właśnie Sigmy) a tzw. pełna klatka trafiła pod strzechy. Aparaty z matrycą Foveon nie pozostały jednak w tyle i pojawiła się generacja Merrill, zaopatrzona w nowe jaśniejsze obiektywy, których gama została rozszerzona o ogniskową 50 mm w modelu DP3.

Kompakt urósł a ilość pikseli wzrosła do 15 milionów. Mam na myśli punkty zawierające pełną informacje o kolorze, bo można by je pomnożyć razy trzy, gdyż matryca składa się z trzech warstw, z których każda zawiera osobne komórki. Można by powiedzieć, że w istocie liczą się punkty RGB, czyli rozdzielczość w tym wypadku to wspomniane 15 milionów pikseli.

Pamiętajmy jednak, że nie są to zwykłe piksele. Na czym ich niezwykłość polega? By się o niej przekonać, wystarczy zobaczyć porównwarkę sceny testowej na stronie www.dpreview.com (np. tutaj: https://www.dpreview.com/reviews/pentax-k-1/8).

Ustawiamy iso 100, format RAW i konfrontujemy Merrilla z dowolnie wybranym aparatem. Nie unikajmy rozmachu; niech to będą najlepsze pełnoklatkowce, średnioformatowce za dziesiątki tysięcy złotych. Jeśli już zbierzemy szczękę z podłogi, musimy sobie uzmysłowić, że model DP1 M posiada najsłabszy (co nie znaczy słaby) obiektyw w rodzinie. Ilość detalu, mikrokontrast są tu po prostu niedoścignione. Dlatego internetowa społeczność fotografów dość szybko przestała się zastanawiać nad porównywaniem jakości obrazu na niskim iso do aparatów pełnoklatkowych a skupiła się na średnim formacie cyfrowym.

Pamiętajmy, że mamy na myśli kompakt wielkości mydelniczki z matrycą aps-c! Jest to jednak mydelniczka doskonale zaprojektowana i choć kanciasta to posiadająca bardzo dobrą ergonomię i jeszcze lepsze, intuicyjne sterowanie – to co fotografowie naprawdę potrafią docenić. Pliki z Foveona znakomicie poddają się interpolacji. Przy czym moje osobiste doświadczenie wskazuje na lepsze wyniki programu przeznaczonego do tej czynności niż firmowego „rawera” Sigmy. Byłem zdumiony, gdy po interpolacji zdjęcia widoku miasta z okna wieżowca, mogłem odczytać numery rejestracyjne maleńkich samochodów widocznych na samym brzegu kadru.

Świadczy to również o klasie optyki aparatu. W przypadku tradycyjnych aparatów cyfrowych, mamy do czynienia z interpolacją koloru już na początku procesu obrazowania. W przypadku Foveona, jesteśmy niejako “do przodu” w tym obszarze. Przekłada się to również na wyniki w realnym wydruku. Zachęcam do zobaczenia filmu na You Tube, w którym Chris Niccolls z The Camera Store TV’s wespół z Nickiem Devlinem z Luminous Landscapes konfrontują na wielkim wydruku fotograficznym Sigmę DP2 Merrill z Nikonem D800 (link: https://www.youtube.com/watch?v=f3VjyHQiqdE).

Mamy tu zatem rewolucję w postaci kieszonkowego “średniego formatu” w cenie przeciętnej, budżetowej cyfrówki. Biorąc to pod uwagę można wybaczyć fakt, że na jednej baterii zrobimy zaledwie kilkadziesiąt zdjęć, zwłaszcza, że producent na starcie zapewnia zapasową. Mając ograniczoną ilość zdjęć mimowolnie bardziej zastanawiamy się nad kadrem, wskutek czego wzrasta nam współczynnik dobrych zdjęć w stosunku do wszystkich wykonanych. To powrót do ery analogowej, w której, z uwagi na oszczędność kliszy, nie pstrykaliśmy na oślep byle czego.

Sigma DP1 Quattro 2
Jakość średniego formatu a przy tym niewielki rozmiar i symboliczna waga, to cechy, które doceni każdy pejzażysta, któremu z barków zdjęto ogromny ciężar. A lżejszy aparat oznacza także lżejszy statyw. Quattro w oku Merrilla. Sigma DP 2 Merrill, ISO 100, F/2.8, 1/6 s., statyw

Prawdziwy średni format nie stoi w miejscu i producenci tych drogich aparatów oferują coraz większe rozdzielczości. Sigma również nie odpuszcza serii DP i w 2014 roku pojawiła się nowa generacja o nazwie Quattro a wraz z nią kolejna ogniskowa 14 mm w modelu DP0.

Wspominałem już o trudnościach w odniesieniu się do realnej rozdzielczości Foveonów; w Quattro ta sprawa komplikuje się astronomicznie, gdyż z uwagi na wzrost liczby natywnych pikseli inżynierowie Sigmy w celu uniknięcia problemów z jej nagrzewaniem i związanymi z tym szumami, zmodyfikowali sensor. Teraz pierwsza, niebieska warstwa liczy sobie 5424 x 3616 pikseli zaś dwie pozostałe 2712 x 1808. Plik zapisany bez zmiany podstawowej rozdzielczości ma 29 mln pikseli co odpowiada rozdzielczości pierwszej warstwy. Ten ruch nie wszystkim się spodobał i wśród miłośników Foveona pojawiły się opinie, że nastąpiła jego “bayeryzacja”.

Sigma DP1 Quattro w praktyce

Pierwsze wrażenie dotyczące tego modelu to oczywiście design. Quattro może spokojnie startować w konkursie na najdziwniejszy aparat fotograficzny i to jako faworyt. W tej serii niestandardowa technologia spotyka się z ekscentrycznym wzornictwem. Dowcipnisie zauważyli, że jest to aparat idealny do selfie dla leworęcznych. Od razu to wypróbowałem i fakt – leży idealnie w lewej ręce z obiektywem skierowanym w naszą stronę! Oczywiście bardziej liczy się pozycja odwrotna i tutaj przyznam, że musiałem się długo przyzwyczajać. Nie wiedziałem gdzie trzymać kciuk. Jest to najwidoczniej indywidualna kwestia, gdyż dałem Sigmę do potrzymania innym osobom i uchwyt przypadł im do gustu.

Sam miałem wrażenie, że aparat został zaprojektowany trochę na kolanie, trochę w garażu. Pomyślałem, że przy tak cienkim korpusie musieli dorobić jakąś blaszkę w miejscu mocowania statywu. Odwracam aparat, patrzę i jest! Z czasem polubiłem tego dziwoląga, tym bardziej, że jego wykonanie i materiały (stop magnezu) są na najwyższym poziomie. Z początku dość kuriozalne wydało mi się przymocowanie dodatkowego akumulatora do paska za pomocą małego futerału. Rozwiązanie okazało się jednak nadzwyczaj praktyczne. Mam wrażenie, że pięknie, lub ciekawie zaprojektowane aparaty wpływają na naszą podświadomość i poprzez obcowanie z ciekawym projektem inaczej patrzymy na fotografowaną rzeczywistość.

Niespecjalnie lubię korpusy w stylu retro gdyż uważam ten kierunek za pójście na łatwiznę. Tego z całą pewnością nie można zarzucić Sigmie, niezależnie od tego czy aparat nam się podoba. Aparat zawieszony na szyi zwraca uwagę, ale w pozytywny sposób. Naprawdę chce się go nosić i robić nim zdjęcia, szukać tematu. Choć sprzęt nie powinien być motywacją w sztuce obrazowania to jeśli nas inspiruje nie mam nic przeciwko temu. A inspiruje przede wszystkim obrazem jaki daje niezwykła trójwarstwowa matryca w połączeniu ze znakomitą optyką. Wspomniany na początku Tomek Liboska przyznał, że dzięki Foveonowi nabrał nowych chęci do robienia zdjęć. Na pewno pomaga mały rozmiar i waga tych aparatów.

Obraz z Foveona jest na wskroś analogowy co oznacza podobieństwo do zdjęć wykonywanych na błonie światłoczułej. Sam po zakupie Merrilla zacząłem fotografować tematy dotychczas pomijane; faktury, abstrakcyjne światłocienie. I jestem urzeczony tym w jaki sposób ten aparat łapie światło. Większość użytkowników tej matrycy twierdzi, że po spróbowaniu Sigmy, zdjęcia z innych “cyfrówek” wydają się być plastikowe. Mistrzowie obróbki z tym się zapewne nie zgodzą twierdząc, że podobny efekt można uzyskać edytując kolor w każdym aparacie.

Ja byłbym sceptyczny wobec tego i chętnie poddałbym się testowi na rozpoznanie zdjęć. Ponadto, w postprocesie najmniej lubię pracę z kolorem, a każda ingerencja w tę warstwę wiąże się z utratą jakości. Już pierwsze sigmy przekonały mnie, że DP to specjalistki od tak zwanego brzydkiego światła. Pochmurny dzień? Zacienione miejsce? Foveon sprawdzi się tu jak nic innego.

Sigma DP1 Quattro 3
Jeśli chcemy pięknych zdjęć w “brzydkim” świetle, Foveon będzie znakomitym rozwiązaniem. Sigma DP 1 Quattro, ISO 100, F/6,3, 1/13 s.

Pozostaje pytanie jak zmiana w konstrukcji matrycy, w postaci zróżnicowania ilości fotodetektorów, wpłynęła na specyfikę obrazowania Sigm. Otóż wpłynęła i niezależnie czy chodzi tu o konstrukcję czy oprogramowanie, zarzuty “bayeryzacji” są uzasadnione. Po zgraniu pierwszych plików RAW z aparatu, zauważyłem, że ogólny klimat tych zdjęć bardziej jest zbliżony do tego co dostaję z aparatów Pentaxa, Samsunga czy Sony, które posiadałem. Dla fanatyków matrycy X3 jest to wada. Dla mnie? To zależy. Jeśli chciałbym robić portret, dokument, reportaż wolałbym starszego Merrilla.

Daje on zdjęcia w klimacie bardziej analogowym, które od razu na myśl przywodzą kliszę. To doskonale sprawdzi się w tej estetyce. Gdybym się jednak wybierał fotografować krajobraz, naturę czy architekturę, wybrałbym Quattro. Obydwa aparaty dadzą ponadprzeciętny detal, oddadzą fakturę, ale ten drugi na nieco żywsze kolory i nie chodzi tu o zwykłą saturację. Na szczęście nie stracił do końca swojego foveonowego charakteru, który jest niczym hamon na katanie, czyli ślad hartowania, nazywany podpisem miecza.

Sigma DP1 Quattro 4
Charakterystyka koloru jaki oferuje model Quattro bez zaawansowanej obróbki tego elementu obrazu, przypadła mi do gustu szczególnie w fotografii krajobrazowej a poziom odwzorowania faktury obrośniętej mchem kory jest po prostu imponujący. Sigma DP 1 Quattro, ISO 100, F/8, 1/3 s., statyw.

Fotografie z Quattro DP1 pokazywałem zarówno specjalistom jak i osobom nie obeznanym z tajnikami obrazowania cyfrowego. Wszyscy urzeczeni oglądali podgląd w stu procentowym powiększeniu, zupełnie pozbawiony nieostrości i ukazujący niesamowite bogactwo detalu. Okazuje się, że optyka ma jeszcze spory zapas i natywne 29 milionów pikseli nie jest dla niej wyzwaniem. Muszę jednak przyznać, że brzegi kadru w modelu DP1 Quattro prezentowały się wyraźnie gorzej niż DP2 Merrill.

Pamiętajmy jednak, że to są różne ogniskowe i wyzwania dla brzegów optyki przy 18 mm i 30 mm, są zupełnie różne. Nie miałem możliwości porównania obu generacji na tej samej ogniskowej. Na większości pola kadru testowany aparat zachowywał się jednak tak samo jak Merrill, czyli przymykanie i otwieranie przysłony nie robiło na nim żadnego wrażenia. Pochwalić należy znikomą jak na tę ogniskową dystorsję; takie obiektywy to prawdziwy skarb dla fotografów wnętrz, architektury. To raczej nie dziwi zważywszy, że Sigma wyznacza obecnie standardy jakości w fotograficznej optyce.

Sigma DP1 Quattro 5
Pomimo zmiany w konstrukcji matrycy, nowy Foveon nie przestał na szczęście pięknie oddawać subtelności w układaniu się światła na fotografowanych powierzchniach. Sigma DP 1 Quattro, ISO 100, F/8, 1/100 s.

Jeśli chodzi o poziom szumu w starszej i nowszej generacji, to właściwie mnie to nie interesowało, gdyż pogodziłem się z tym, iż Foveonów używa się do iso 400. Sprawdziłem to dla porządku i wyszło podobnie. Co można uznać za wynik nienajgorszy biorąc pod uwagę prawie dwukrotny przyrost rozdzielczości względem starszej generacji. Przy okazji wieczornych zdjęć przy sztucznym oświetleniu, okazało się, że wyraźnie poprawiono działanie automatycznego balansu bieli.

Quattro jest też nieco szybszym modelem, choć już Merrille nie były wcale tak wolne jak je malowano. Na pewno nie są to korpusy do bardzo szybkich sportowych akcji ale w żadnym stopniu nie odczułem, że szybkość sprzętu jest ograniczeniem dla mojej fotografii, a nie zajmuję się dokumentacją życia ślimaków. Są jednak rzeczy, które mnie w tym aparacie irytują. Zatyczka portu karty SD – ktoś pomyśli błahostka, ale ta gumowa część na proszącym się o urwanie zaczepie, na pewno została zaprojektowana na kolanie. Potrafi doprowadzić do wściekłości. Najlepiej nie obcinać jednego paznokcia. W Merrillu irytuje mnie bardzo długie oczekiwanie na podgląd zdjęcia.

W Quattro wcale to nie wygląda to lepiej. Sigma Photo Pro czyli dedykowany dla aparatów “rawer” budzi we mnie ambiwalentne odczucia, jednak wieczność jaka potrzebna jest do wykonania poszczególnych operacji nie pomaga mu zdecydowanie złapać plusów. Właściwie od generacji Merriill jesteśmy na niego skazani i nie możemy korzystać z takich dobrodziejstw jak lokalne korekty programu Lightroom.

Do minusów należy zaliczyć fakt, że odzyskiwanie przepaleń właściwie w nim nie działa. Są też plusy: program jest banalnie prosty i nawet początkujący łatwo go opanują, ponadto przyjemnie i łatwo działa się na plikach czarno-białych. W tym przypadku nawet osoby początkujące mogą być zaskoczone efektami.

Pod prąd czyli podsumowanie subiektywne.

Standardem w obecnych czasach jest to, że o miejscu produkcji, jej profilu i coraz mniej korzystnym stosunku ceny do zastosowanych materiałów decydują księgowi i analitycy rynku. Wielkie koncerny podążają z produkcją tam gdzie jest tania siła robocza. Finanse bardziej są skłonne inwestować w marketing niż jakość produktów.

Przykładem może tu być Samsung, który powołał do życia cały system fotograficzny NX, zaprojektował własne znakomite matryce a sensowny wybór optyki zawierał egzemplarze bardzo dobre a nawet wybitne. W pewnym momencie zwinął cały interes foto, by bardziej skupić się na smartfonach, bo taki kierunek wytyczono jako bardziej korzystny dla giganta elektroniki. Sigma ze swoją filozofią stoi na przeciwległym brzegu.

Całość produkcji odbywa się w jednej fabryce w Aizu a władze od lat zapewniają, że nie przeniosą produkcji poza Japonię. Co więcej, zamiast inwestować w marketing, firma inwestuje w wewnętrzne relacje i jakość produkcji. Ta kompletnie niestandardowa strategia przyniosła jednak sukces. Dziś Sigma nie jest już producentem tańszych zamienników firmowej optyki, ale wyznacza nowe standardy. Zachowując umiarkowaną cenę, przyjazną dla nas – kupujących, zwłaszcza w kraju niespecjalnie bogatym, oferuje wybitne instrumenty optyczne.

Sigma DP1 Quattro 6
Doskonale korygowana dystorsja w aparatach serii DP nie wymaga mocnej ingerencji w programie graficznym. Do zalet tej cechy nie trzeba przekonywać fotografów architektury. Sigma DP 1 Quattro, ISO 100, F/13, 1/200 s.

Absolutnym szczytem niestandardowej strategii jest jednak utrzymywanie przy życiu i rozwijanie technologii Foveon. Pokutuje opinia, że aparaty Sigmy są wolne, mają kiepskie jpgi i są nieużywalne powyżej iso 400. Nie wszystkie zarzuty zą do końca zasadne, ale nie wdając się w nie zastanówmy się nad pewnym paradoksem. Otóż wielu użytkowników forów, portali fotograficznych wzdycha do kosztujących nawet powyżej stu tysięcy złotych cyfrowych aparatów średnioformatowych, jako nieosiągalnego ideału rodem z marzeń.

Zastanówmy się, jakiej czułości używa się w tych aparatach? Czy są demonami szybkości? I o zgrozo, niektóre z nich mają tylko jeden punkt autofokusa! O stabilizacji i filmach 4 k nawet nie wspomnę. Nikt nie powie, że to są wady, tylko cechy sprzętu dla zawodowców. Sigmy serii DP nieraz są porównywane do tych obiektów westchnień jeśli chodzi o jakość obrazu. Teraz weźmy pod uwagę ich mobilność i cenę.

Na zdrowy rozum, wychodzi, że oczekiwanie na taki aparat powinno trwać co najmniej rok, z uwagi na kolejki. Dlaczego tak się nie dzieje? Na samym wstępie przywołałem analogię z dziedziny turystyki. Jest chyba zasadna i tutaj nasuwa mi się na myśl pewna sytuacja. Otóż pewnego razu odbierałem z naprawy (po raz kolejny) kompakt Sony RX100. Serwisujący na odchodne powiedział mi, że mam bardzo dobry aparat. Wtedy wyjąłem z plecaka Merrilla i pokazałem. Zdumienie było spore, bo to małe pudełko nie dość, że miało dużą matrycę i stałoogniskowy obiektyw, było serwisantowi zupełnie nieznane. A mówimy tu nie tylko o człowieku od wielu lat naprawiającym sprzęt fotograficzny, ale i o fotografie z dorobkiem artystycznym.

Otóż te aparaty są prawie nieznane, ponadto, często podkreśla się ich wady, które w rzeczy samej są cechami, dzięki, którym mogą zaistnieć trudne do przecenienia zalety. Mamy tu przecież maleńkie i tanie aparaty z jakością lepszą niż sprzęt za dziesiątki tysięcy złotych. Jeśli jednak wczytamy się w opinie użytkowników, trafimy na zachwyt niczym człowieka, który znalazł skarb.

Foveon to nisza a w zasadzie religia dla wtajemniczonych. Ktoś kto raz zasmakuje tego obrazka, raczej z niego nie zrezygnuje. Moim zdaniem w tych aparatach tkwi ogromny rynkowy potencjał, szczególnie w takich krajach jak nasz, gdzie wespół z zapotrzebowaniem na profesjonalną jakość nie zawsze idzie siła nabywcza.

Sigma DP1 Quattro 7
Sigmy to znakomite aparaty do zdjęć produtowych, w których jak wiemy “diabeł tkwi w szczególe”. Sigma DP 1 Quattro, ISO 100, F/8, 30 s., statyw

Dla kogo zatem są Sigmy serii DP? Po pierwsze dla każdego, kto potrzebuje (lub tylko chce) najwyższej jakości. Znajdziemy tutaj zastosowanie w studiu fotograficznym, gdzie używa się bazowego iso i lamp studyjnych. Sigma DP3 Quattro posiada obiektyw o ogniskowej 50 mm i jest to obiektyw makro. Można nim z powodzeniem robić sesje modowe, ale któż mi pokaże lepszy sprzęt do reprodukcji, fotografii kulinarnej czy produktowej, np. zdjęć biżuterii? Szeroka już gama dostępnych ogniskowych pozwoli też na doskonałe wyniki w fotografii krajobrazowej czy wnętrz i architektury. Nawet, jeśli musimy zabrać ze sobą dwa lub trzy aparaty w plener, to będzie to dla nas i wygodniejsze i zdrowsze niż zabranie kamery średnioformatowej, o kosztach już nie wspomnę.

Foveon bardzo dobrze czuje się w towarzystwie statywu i lamp, jednak ja chętnie wykorzystuję go do fotografii ulicznej. Z reguły światła mamy dość a stosunkowo jasny obiektyw tylko pomaga. Nie zawsze jest różowo, ale jak już ustrzelimy ten doskonały kadr, to radość jest podwójna, bo mamy tu jakość, która na wydruku wystawienniczym będzie, po prostu, doskonała. Jeśli lubimy fotografię czarno-białą dostaniemy kolejne profity.

Czytelnicy portali fotograficznych zachwycają się doskonałymi wynikami testów obiektywów i są gotowi płacić niemałe pieniądze za dodatkowe kreski wykresu rozdzielczości. Tutaj za niewygórowaną kwotę możemy obcować z niezwykłą jakością obrazu. Współczesne napakowane pikselami aparaty, są bardzo czułe na poruszenie. W serii DP mamy mniejszą ilość pikseli, ale generujących ogromną ilość detalu, a migawka elektroniczna pozwala uniknąć rozmazania obrazu.

Sigma DP1 Quattro 8
Zdjęcia nocne były zmorą pierwszych Sigm DP, a raczej ich użytkowników. Matryca w czasie długiego naświetlania się nagrzewała, co skutkowało brzydkimi pasami na zdjęciach. Nowe Foveony są pozawione tej wady. Ponadto jak widać na tym zdjęciu, nie są im straszne jasno świecące obiekty w kadrze. Sigma DP 1 Quattro, ISO 100, F/8, 25 s.,statyw

Wielu producentów sprzętu fotograficznego sprzedaje nie tyle aparaty, co wizerunek, poczucie wyjątkowości. Stoi za tym wzornictwo i marketing i choć trudno o bardziej niezwykłe aparaty niż Sigmy DP, to masowy klient do nich nie dociera. Jakiś czas temu pojawiły się pogłoski o tym, że technologia Foveon nie będzie już rozwijana. Wywołało to niemały popłoch wśród wielbicieli systemu.

Dlatego niczym grom z jasnego nieba spadła informacja o nowych aparatach opartych o tę technologię. Co więcej, mamy tu do czynienia nie tylko z większą ilością pikseli, ale także nieco większą matrycą. Efektów możemy się domyślać. Wprowadzane właśnie na rynek Foveony w serii SD są w pewnym sensie odpowiedzią na zapotrzebowanie użytkowników, którzy oczekiwali jednak wymienności optyki.

Myślę, że warto by koncern zastanowił się również nad innymi, coraz wyraźniej słyszanymi głosami, które wyrażają niezadowolenie ze wspomnianej “bayeryzacji” tej unikatowej, wzorowanej na kliszy, technologii. Dla nich foveon powinien pozostać “cyfrowym analogiem”. Póki co, czekając na zapowiadaną przez CEO Sigmy „pełną klatkę” w Foveonie, możemy, za niewygórowaną kwotę doświadczyć jakości trójwarstwowej matrycy z rynku wtórnego.

Sigma DP1 Quattro 9

PS: Kazuto Yamaki, CEO Sigmy, zapytany o to, jaki aparat by wybrał, gdyby musiał się ograniczyć do jednego, wskazał Sigmę DP2 Quattro

Galeria zdjęć w pełnej rozdzielczości

Tekst i zdjęcia: Grzegorz Piaskowski

Etnolog i fotograf. Bywa jurorem w konkursach fotograficznych, jest laureatem kilkudziesięciu z nich, nie wyłączając tych najważniejszych na świecie. Jego prace pojawiają się w galeriach i na festiwalach fotografii na całym świecie, m.in. w warszawskiej Zachęcie. Są publikowane przez takie czasopisma i magazyny jak Guardian, National Geographic, La Reppublica, Kontynenty. Sygnowane wydruki jego prac, można znaleźć w muzealnych zbiorach sztuki. Mathew Tucker, fotoedytor znanego nowojorskiego portalu BuzzFeed zaliczył jego pracę, do najlepszych wykonanych na świecie w 2015 roku. Zajmuje się wieloma rodzajami fotografii: uliczną, reportażowa, dokumentalną, krajobrazu, portretową, przyrody, architektury i wnętrz, podróżniczą a także  artystyczną.

InterFoto.eu
InterFoto.eu

Tworzymy jeden z najstarszych sklepów fotograficznych w Polsce. Powstał on z pasji fotografowania. Jesteśmy pasjonatami fotografii i sprzętu fotograficznego. Działamy na rynku fotograficznym nieprzerwanie od roku 1995.

Artykuły: 957

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *