Mój 1-szy nie-smartfon do robienia zdjęć: podejście nieortodoksyjne do sprzętu fotograficznego

Mój 1-szy nie-smartfon brzmi dość enigmatycznie jako tytuł poradnika, ale wbrew pozorom jest w tym głęboki sens. Poradników dla osób wybierających swój pierwszy aparat fotograficzny powstało, powstaje i będzie powstawać mnóstwo, i zazwyczaj prezentują one podejście ostrożne, bezpieczne, w duchu kroczek po kroczku: wspinamy się od sprzętu prostego do coraz bardziej zaawansowanego i skomplikowanego. Ale ja wybieram podejście odmiennie, w duchu terapii wstrząsowej. Zamiast prowadzić Cię po sznureczku od telefonu, przez kompakt do prostych lustrzanek i bezlusterkowców z wymienną optyką od razu proponuję bestię, czyli starą profesjonalną pełnoklatkową lustrzankę cyfrową. A zatem czas na Mój 1-szy nie-smartfon.


Mój 1-szy nie-smartfon: terapia wstrząsowa
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest ścieżka dla każdego, i raczej przeznaczona dla prawdziwych kozaków ale wiadomo, że audace fortuna iuvat. Jednych może to odstraszyć, ale dla innych może okazać się strzałem w dziesiątkę. Moje myślenie podąża tutaj pozornie absurdalną, ale w istocie bardzo jasną i prostą drogą: jeśli ktoś robił dotąd zdjęcia wyłącznie smartfonem, a teraz chce odmienić diametralnie swoje doznania fotograficzne, moim zdaniem nie powinien iść na łatwiznę wybierając sprzęt, który najbardziej będzie emulował sposób fotografowania telefonem i oferował najmniejszą barierę wejścia na nowy poziom, gwarantując jak najłagodniejsze przejście w do nowego doświadczenia użytkownika. Tu trzeba przeszłość odkreślić grubą kreską.

Zatem zamiast maleńkiego kompakcika cyfrowego pozwalającego na kadrowanie wyłącznie na tylnym dotykowym wyświetlaczu ciekłokrystalicznym podsuwam rozwiązanie stanowiące mocne uderzenie i zmuszające użytkownika do całkowitej zmiany podejścia do fotografowania łącznie z kadrowaniem przez wizjer optyczny i możliwością w pełni ręcznego sterowania funkcjami sprzętu, w tym ustawiania ostrości i parametrów ekspozycji. Jest w tym też pewna atrakcyjna komponenta prestiżu związanego z posiadaniem takiej pełnoklatkowej lustrzanki, bo za w sumie niewielkie pieniądze możemy kupić obecnie sprzęt kiedyś zarezerwowany wyłącznie dla zawodowców i bogatych entuzjastów fotografii.

Mój 1-szy nie-smartfon: lustrzanki w dłoń!
Zatem moja propozycja dla osób fotografujących dotąd tylko smarfonem i chcących spróbować innego podejścia do fotografii jest taka: porzućcie wszelkie dotychczasowe nawyki, zapomnijcie o tym jak robiliście zdjęcia i tylko zachowajcie oko do dobrych kadrów. Chwytajcie w dłoń ogromne, ciężkie profesjonalne lustrzanki cyfrowe i do dzieła!

Mój 1-szy nie-smartfon: inwestycja
A najlepsze jest to, że takie wyrafinowane narzędzia do chwytania cieni starszych generacji kosztują mniej niż flagowe smartfony. Mało tego, stanowią obecnie lepszą inwestycję od takich flagowców, bo ich cena spadła już do prawie minimalnego poziomu i nie będą traciły na wartości a technologicznie zestarzały się na tyle, by stać się klasykami, podczas gdy za kilka lat flagowy smartfon będzie wart grosze a producent nie będzie wspierał aktualizacji jego oprogramowania. Zatem śmiem twierdzić, że wartość technologiczna i finansowa starej flagowej lustrzanki cyfrowej będzie za kilka lat taka sama, jak obecnie, natomiast dzisiejszy flagowy smartfon będzie za kilka lat miał wartość przycisku do papieru.

Stara profesjonalna pełnoklatkowa lustrzanka cyfrowa: co zyskujemy?
O przewagach profesjonalnej pełnoklatkowej lustrzanki cyfrowej nad smartfonem można mówić godzinami, ale ja wymienię tylko kilka.
Smartfony to niezwykle delikatne urządzenia podczas gdy korpusy profesjonalnych lustrzanek mają wytrzymać trudy zawodowego fotografowania w najtrudniejszych warunkach i są uszczelnione przed kurzem i wilgocią. W razie potrzeby można ich użyć do samoobrony lub wbijania gwoździ – trochę przesadzam, ale tylko trochę.

Kadrowanie przy użyciu szklanego wizjera optycznego z poziomu oka zapewnia znacznie bardziej bezpośredni kontakt z rzeczywistością i to bez opóźnień jakie pojawiają się na ekranach ciekłokrystalicznych. Posługując się wizjerem optycznym łatwiej też jest nadążać ze śledzeniem poruszających się obiektów, czemu sprzyja to, że system ciągłego samoczynnego ustawiania ostrości profesjonalnych lustrzanek jest bardzo wyrafinowany i jest w stanie dotrzymać kroku nawet bardzo szybkim obiektom generując całe serie ostrych zdjęć. Dodatkowo lustrzanki reagują błyskawicznie na wciśniecie spustu migawki i mają pojemne bufory pamięci podczas gdy smartfony reagują z dużym opóźnieniem i „zawieszają się” przy szybkich seriach zdjęć.

Jak już pisałem smartfony bardzo szybko tracą wsparcie producenta i po kilku latach trzeba je wymieniać na nowe, bo ich działanie staje się coraz bardziej upośledzone, podczas gdy profesjonalne lustrzanki często po kilku latach dostają aktualizacje oprogramowania (na przykład Canon EOS 6D Mark II).

Nawet najdroższe smartfony mają tylko kilka wbudowanych na stałe obiektywów, co znacznie ogranicza możliwości wyboru optymalnego kadru. Lustrzanki mają wymienne obiektywy a każdy z topowych systemów oferuje co najmniej kilkadziesiąt różnych modeli obiektywów dających wszelkie możliwe spojrzenia na rzeczywistość od rybiego oka po superteleobiektywy. W smartfonach zastępowane to jest elektronicznym zoomem, który jednak polega jedynie na powiększaniu obrazu rejestrowanego obiektywem stałoogniskowym, czyli związane jest ze zmniejszeniem liczby aktywnych pikseli i pogorszeniem rozdzielczości obrazu.

I wreszcie – last but not least – sprawa matrycy. Matryce w smartfonach są maleńkie zatem ich zdolność do „zbierania” światła jest niewielka. Pełnoklatkowa matryca ma rozmiar 24x36mm podczas gdy typowa matryca smartfona ma rozmiar zaledwie 4x6mm, co sprawia, że jakość zdjęć cierpi – szczególnie przy niskim poziomie światła zastanego. Ponadto mała matryca to duża głębia ostrości czyli brak możliwości rozmycia tła przez same zainstalowane w telefonie obiektywy. Dlatego w smartfonach stosowane są programy do rozmywania tła, ale to nie jest to samo, co oferują duże matryce, w których użycie odpowiedniego obiektywu pozwala uzyskać rożne efekty pięknego lub ciekawego bokeh. Polecam wpis Tomka pokazujący jaki obrazek generuje obiektyw TTArtisan 100mm F2.8 Bubble Bokeh M42 na lustrzance cyfrowej Nikon D800.

Mój 1-szy nie-smartfon: propozycje
A teraz czas na konkrety, czyli propozycje modeli starych zawodowych lustrzanek cyfrowych, które można kupić w cenie między 2500 i 4500 PLN. Wybrałem umyślnie taki zakres, który znajduje się w okolicach mediany cen wyższych – ale nie najdroższych – modeli smartfonów. Zatem polecam lustrzanki cyfrowe pelnoklatkowe dwóch topowych marek czyli Canon i Nikon, dla zaawansowanych amatorów i zawodowców, które dają dostęp do dwóch największych systemów obiektywów i akcesoriów – odpowiednio z mocowaniem Canon EF i Nikon F. Cała czwórka jest już dość leciwa: najstarszy model ma 11 a najmłodszy 6 lat:
Nikon D800 premiera w lutym 2012 roku
Canon EOS 5D Mark III premiera w marcu 2012 roku
Nikon D750 premiera we wrześniu 2014 roku
Canon EOS 6D Mark II premiera w czerwcu 2017 roku
Każdy z powyższych modeli to świetny wybór jako „klin” na kaca posmartfonowego czyli Mój 1-szy nie-smartfon. Oczywiście do lustrzanek trzeba dobrać obiektyw, ale to już temat na oddzielny artykuł.

„1-szy” czytamy: „jedenszy”. Jeśli miało być „pierwszy”, to łatwiej napisać to w całości, jeśli nie masz pewności co do pisowni. Te 3 znaki więcej wpisuje się równie szybko.
Skąd pomysł, że ktoś, kto robił wcześniej zdjęcia smartfonem, ogarnie profesjonalną lustrzankę z manualnym obiektywem?
Dlaczego miał by nie ogarnąć ?Profesjonalna lustrzanka ma też funkcje występujące w amatorskich aparatach.