Duży kaliber, duże oczekiwania – Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART i Sony A7 IV
Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART to naprawdę ogromne szkiełko. Od tego muszę zacząć opowieść o mojej przygodzie z tym obiektywem. Już przy pierwszym kontakcie przeraził mnie swoją gargantuicznie wielką soczewką i chociaż uważam, że raczej jestem dobrze zbudowany to zdecydowanie poczułem się przytłoczony. Czy to uczucie towarzyszyło mi przez cały czas mojej zabawy, a może poczułem się przez moment uskrzydlony za sprawą wybitnych osiągów optycznych? Zaraz się dowiecie.
Nie da się przejść obojętnie obok tego obiektywu. Zarówno spacerując po ulicy jak i po okolicznych parkach ludzie zwracali na mnie uwagę i kilkukrotnie wskazywali palcem. Raz nawet udało mi się nawiązać ciekawą dyskusję z piękną niebieskooką istotą, która od razu zwróciła uwagę, że zdecydowanie Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART wygląda na obiektyw z półki profesjonalnej.
Jeśli chodzi o gabaryty to jak już wspomniałem Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART to przeogromny kawał szkła, który grzeszy złym balansem na wszystkich aparatach Sony, również Sony A7 IV, którego zabrałem na testy po raz pierwszy. Nie pomaga dorzucenie gripu. Nie pomaga nawet fabrycznie oferowany w zestawie uchwyt z gwintem statywowym. Szkło waży 1720g i jest to zdecydowanie odczuwalne jako waga ciężka, a w połączeniu z aparatem (658g) tworzy się już całkiem spory i uciążliwy do dźwigania jednorącz czy nawet na pasku zestaw.
O czym należy wspomnieć to Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART to ciekawy przypadek, gdyż jest to obiektyw adaptowany z systemu lustrzankowego, także jego gabaryt i średni rozkład masy zapewne wynika również z tego “doklejonego” adapteru.
Wspomniałem także o gargantuicznej soczewce i faktycznie jest ona po prostu ogromna i bardziej przywodzi mi na myśl konstrukcje teleobiektywowe z zakresu 300mm w górę, gdyż średnica filtra soczewki to 105mm, także dla fanów używania filtrów ND lub jakichś polarków czy nawet UV, trzeba liczyć się z dodatkowym wydatkiem w tej sferze.
Zaś, jeśli chodzi o sam performance w kwestii działania to chylę czoła, bo Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART naprawdę gra i hula niczym skoczek Stefan w najlepszych momentach swojej kariery, lecz czasami niestety jakaś siłą ciągnie ją w dół i to zapewne po prostu kwestie użycia starej technologii HSM, którą ratuje bardzo dobry pod względem pracy AF Sony A7 IV. Jednak jeśli miałbym się odnieść do ostatnio testowanego przeze mnie zestawu Nikon Z7II + FTZ + Nikkor 105mm F1.4 no to niebo, a ziemia w tej kwestii.
Oczywiście Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART jest ostrzejsza, wręcz jest kolejną żyletką na rynku, która jednak aktualnie mnie kompletnie nie pociąga i zdecydowanie wolałem mniej idealny i sterylny obrazek z Nikkora, który również był ostry, ale sam charakter ostrości przy w pełni otwartej przysłonie mniej przypominał laboratoryjne rezultaty. Oczywiście niektórym, a może nawet większości obrazek z Sigmy podobać się będzie bardziej i biorę to na klatę, ale fotografia subiektywna jest i dlatego każdy może wybierać to co mu w duszy gra.
Jeśli zaś mowa o bokeh to jest ono gładkie, delikatne, maślane, nie rozpraszające, co zapewne przyciągnie i już od dawna przyciąga do tego obiektywu zwolenników właśnie takiego charakteru rozmycia. Osobiście odchodzę od tego typu sterylnego, gładkiego obrazka, ale uczciwie muszę przyznać, że świetnie pozwala on wyciąć główny temat zdjęcia od tła. Szczególnie pracując w zakresie w pełni otwartej przysłony, czyli F1.4.
Galeria zdjęć z obiektywu Sigma A 105mm F1.4 DG HSM ART oraz aparatu Sony A7 IV 2000px
Reasumując przydałoby się, żeby Sigma pomyślała nad odświeżeniem tego szkiełka i wypuszczenia go w wersji DG DN, gdyż jego gabaryty w moim przypadku ewidentnie działały na niekorzyść, a wręcz momentami niechęć do targania go w moim nie będę ukrywał całkiem wygodnym fotograficznym plecaku, a tym bardziej w rękach. Oczywiście ogólny performance stoi na bardzo wysokim poziomie i obiektyw jest wart każdej złotówki, a szczególnie w przeliczeniu na każdy gram szkła, które znalazło się w jego wnętrzu.