Dla tych, którzy lubią utrudniać sobie życie Leica M-P (Typ 240) oraz Carl Zeiss Planar T* 50mm F2
W dobie cyfrowej doskonałości (może nawet perfekcji), chatu GPT i cyfrowych fotografii typu instant, których wykonanie nie wymaga więcej, aniżeli wciśnięcie spustu migawki ja jak zwykle idąc na przekór postępowi sięgam po sprzęt, który śmiało mógłbym nazwać najbardziej analogową cyfrą z jaką przyszło mi się panoszyć po polskim podwórku. Drodzy państwo Leica M-P (Typ 240) w towarzystwie obiektywu Carl Zeiss Planar T* 50mm F2.
Kilka lat temu gdy pierwszy raz zetknąłem się z aparatem niemieckiego producenta kompletnie nie rozumiałem jego fenomenu i widziałem go niewątpliwie jako bardzo drogą i niepraktyczną biżuterię, która nie jest do końca skrojona dla mnie. Dzisiaj dzięki kilku dłuższym epizodom z aparatami tej marki (w tym wielokrotnie przeze mnie chwalonej Q2 Monochrom) zrozumiałem, że czasem mniej może znaczyć więcej, a fotografia przede wszystkim ma dawać mi przyjemność i poczucie “indywidualizmu” w zdjęciach, które powstają. Leica M-P (Typ 240) tylko potwierdziła te ideę.
Coś co muszę powiedzieć już na początku tego artykułu to fakt, iż Leica M-P (Typ 240) to aparat, który naprawdę daje poczucie bycia blisko fotografii, które się wykonuje. To jak Leica wciąga fotografa w swoją grę i zmusza do wykonywania czynności odpowiednio dokładnie, precyzyjnie i z dbałością o szczegóły na myśl przywodzi mi analogowe konstrukcje, które zmuszają do zatrzymania i zastanowienia się jak chcemy wykadrować daną scenę i jakich ustawień użyć, by odpowiadały one naszym oczekiwaniom. To żywcem wyjęta z analoga sytuacja, gdy sprzęt zmusza do swego rodzaju prewizualizacji tego co chcemy uwiecznić w naszych zdjęciach. Przy tym nie demotywując w przypadku niezbyt zadowalających rezultatów, a wręcz przeciwnie. Miałem poczucie, że jeśli czegoś nie udało mi się uwiecznić to wynikało to z mojej winy, a nie z winy aparatu, co zmuszało mnie do analizy własnych błędów i próby ich naprawy.
Ponad to Leica M-P (Typ 240), co chyba najważniejsze to aparat, który chciało mi się zabierać ze sobą, chciało mi się go używać, chciało mi się szukać kadrów, drążyć i odnajdywać ciekawe rozwiązania, ciekawe momenty, ciekawe oświetleniowo sytuacje, by jak najbardziej oddać wam wrażenia z używaniu tego sprzętu. Faktycznie muszę przyznać, że Leica M-P (Typ 240) zrobiła na mnie bardzo przyjemne wrażenie. Zarówno w kwestii estetyki jak i możliwości tego aparatu i faktu, iż niejako jest on zorientowany na użytkownika i zapewnić ma mu jak najlepsze wrażenia zarówno w użytku jak i w estetyce. Co do estetyki to sprzęt ten jest ponadczasowy w swojej budowie i jednym może się podobać, a innym niekoniecznie. Ja zdecydowanie należę do zwolenników wyglądu linii M.
Zaś jeśli chodzi o pliki wyjściowe z aparatu Leica M-P (Typ 240) to nie mam im nic do zarzucenia. Sercem aparatu jest pełno klatkowa, 24 megapikselowa matryca CMOS, która oferuje w przypadku zapisu w formacie RAW odpowiednią elastyczność przy obróbce, ale także ostrość i odwzorowanie kolorystyczne, które jest chyba jednym z ładniejszych jakie ostatnimi czasy przyszło mi oglądać. Nie jest tajemnicą, że Leica od lat słynie z bardzo dobrego odwzorowania kolorów (chociaż niektórzy uważają, że skończyło się to wraz z matrycami CCD), ale nie spodziewałem się, że będzie, aż tak dobrze. Może ilość klatek na sekundę nie powala, ale moim zdaniem 3 klatki to zupełnie wystarczająco do uchwycenia wyjątkowych momentów. Na początku myślałem, że zakres czułości (od 200 do 6400 ISO) również będzie przeszkodą, ale jednak nie poczułem ani razu by tak było.
Oczywiście tak jak w przypadku innych konstrukcji z linii M, także w przypadku aparatu Leica M-P (Typ 240) ogniskowanie tj. ustawianie ostrości odbywa się tu za pomocą plamki dalmierza, a kadrowanie za pomocą ramek odpowiednio dostosowanych do ogniskowej. Ma to swoje wady i zalety i na początku jest to coś specyficznego, ale po chwili wszystko dzieje się już intuicyjnie. Świetne jest to, iż dzięki tak skonstruowanemu wizjerowi z odpowiednią korektą paralaksy widzimy również co dzieje się poza naszym kadrem i możemy odpowiednio wcześnie zareagować.
Leica M-P (Typ 240) tak jak inne aparaty z serii M korzysta z mocowania M, co poza całą gamą szkieł natywnych producenta z tym właśnie mocowaniem pozawala na zamontowanie także wielu innych perełek od niezależnych producentów takich jak np. Carl Zeiss właśnie. W moim wypadku padło na obiektyw Carl Zeiss Planar T* 50mm F2, który od razu mnie kupił. Nie umiem ukrywać swojego zamiłowania do szkieł tej marki, ale to jakoś szczególnie mi podeszło z racji swojego niebanalnego charakteru i niebywałej jakości optycznej, która zaczyna się już od pełnego otworu, a swój szczyt osiąga gdzieś w okolicy F5.6-F8. Rozmycia są cudownie bajkowe, ale jednocześnie nie na tyle nachalne by odciągać uwagę od głównego tematu.