W oczekiwaniu na FujiFilm X-Pro4 bawię się Fujifilm X-Pro3 z arcyciekawym Voigtlander’em 35mm F1.2 Nokton
Podobno najlepszy sprzęt to taki, który sprawia, że masz ochotę fotografować więcej i częściej, a każda chwila z nim spędzona wywołuje na twarzy szeroki uśmiech i poczucie satysfakcji lub dobrze wykonanej pracy. Na tym moglibyśmy zakończyć dywagacje i rozważania związane z kwestiami wyboru sprzętu i każdemu zostawić wolną rękę w drodze do tego co w dłoni leży mu najlepiej. Ja sam jestem na etapie ciągłych poszukiwań (czy FujiFilm X-Pro3 je wreszcie zakończy?) . Nie potrafię póki co się określić i twardo stanąć przy jednym systemie, jednym aparacie fotograficznym, jednej stylistyce, gdyż w fotografii, a może patrząc szerzej w całym świecie jest tyle fenomenalnych momentów, chwil, sytuacji, zjawisk które można fotografować.
FujiFilm X-Pro3 to aktualnie najnowsza wersja flagowego korpusu od firmy Fuji, na którą od jakiegoś już czasu nieśmiało zerkałem, jednakże musiało minąć trochę czasu od kiedy opadnie czar, który rzuciła na mnie Leica Q2 Monochrom. Mój dystans i zachowawcze podejście wynikało głównie z faktu, że praktycznie od początku mojej przygody z fotografią żyje mitem pełnej klatki, po której bardzo szybko przyszła fascynacja analogowym średnim oraz wielkim formatem. Ciężko było mi się przekonać do sensorów mniejszych od FF (Full Frame), gdyż po prostu moje doświadczenia z takimi aparatami były znikome, a potrzeby skierowane kompletnie w innym kierunku.
W końcu jednak nadszedł dzień, gdy doszedłem do wniosku, że do codziennych wojaży potrzebuję małego i poręcznego cudeńka, które zagwarantuje mi akceptowalną jakość i nie będzie mnie stopować tylko wręcz przeciwnie napędzać do działania. Od tamtego momentu poszukuję czegoś co sprawi, że będę mógł realizować się fotograficznie na wielu płaszczyznach jednocześnie, a przy okazji nie zrujnuje mojego budżetu (sorry Leica). Tym razem dałem szansę FujiFilm X-Pro3, które połączyłem z niebagatelnym szkiełkiem Voigtlander 35mm F1.2 Nokton i ruszyłem na podbój świata.
Od początku w przypadku FujiFilm X-Pro3 dała mi się we znaki rewelacyjna jakość wykonania, której próżno szukać gdzie indziej w tym pułapie cenowym. Wszelkie elementy korpusy są bardzo dobrze spasowane, a uszczelniana obudowa z tytanowymi elementami oraz tworzywem sztucznym imitującym skórę, wydają się być całkiem trwałe i sprawiają wrażenie jakby mogły wytrzymać całkiem wiele. Aparat nawiązuje bardzo mocno swoją stylistyką do analogowych konstrukcji i moim skromnym zdaniem wygląda fenomenalnie. Jednakże czy za wyglądem kryje się także funkcjonalność? Przekonajmy się.
FujiFilm X-Pro3 nie był aparatem, który zaskoczył swoją specyfikacją, gdyż wewnątrz kryła się ta sama matryca co w X-T3, czy X-T30, a zatem 26 megapixelowy sensor BSI oraz procesor obrazowy X-Processor 4. Jeśli chodzi o autofokus (którego nie używałem, bo Voigtlander 35mm F1.2 Nokton to szkło manualne) to jest to system bazujący na detekcji fazy o 425 punktach. Trochę do tej pory nie rozumiem i chyba samo Fuji, też nie skąd pomysł, by sprzęt z dopiskiem Pro w nazwie wyposażyć w podzespoły, które na rynku były już dostępne od jakiegoś czasu w ich innych konstrukcjach. Tym niemniej warto zaznaczyć, że model X-T3 doczekał się już swoich następców, a system X-Pro został pod tym względem zaniedbany. Zatem wydaje mi się, że jeśli doczekamy się nowego X-Pro4 to będzie on bliźniakiem X-T5, ale zapakowanym w obudowę dalmierza.
Porzućmy jednak spekulacje i zajmijmy się tym co jest głównym tematem tego artykułu, a zatem FujiFilm X-Pro3. Zdecydowanie jest to sprzęt, który przypadł mi do gustu, jeśli chodzi o jego najważniejszą funkcję, a mianowicie po prostu robienie zdjęć. X-Pro3 napędzał mnie do działania, a jego funkcjonalność i ergonomia użytkowania stoi na najwyższym poziomie, Każda chwila na ulicy z tym aparatem to był miły moment, który chciałoby się, żeby trwał i trwał bez końca. Po odpowiednim zaprogramowaniu wszelkich przycisków (co niestety przypomniało mi o fatalnym i nieintuicyjnym menu w aparatach FujiFilm) oraz wyłączeniu kilku zbędnych i dodaniu kluczowych dla mnie funkcji fotografowanie tym aparatem to naprawdę ogromna przyjemność.
W szczególności, gdy FujiFilm X-Pro3 połączymy z wysokiej klasy obiektywem takim jak np. Voigtlander 35mm F1.2 Nokton, który po raz kolejny przekonał mnie, że obiektywy manualne tego producenta mają w sobie jakąś niewyjaśnioną magię i tworzą charakterystyczny nastrój, którego próżno szukać w natywnych liniach szkieł. Oczywiście przy w pełni otwartej przysłonie na próżno będziemy szukać tutaj ostrości, ale nie taki jest sens w tego rodzaju szkłach. Voightlander idealnie odnajduję się w magicznych nieostrościach, a w pełni otwarty charakteryzuje się ciekawym efektem glow i wszelkie światła stają się mięciutkie i bardzo przyjemne dla oka. Zaś po przymknięciu go do wartości około F5.6 wszelkie punkty świetlne zaczynają układać się w cudowne 12-sto ramienne gwiazdki, które cieszą oko. Nie mogę nie wspomnieć o gigantycznych wręcz gargantuicznych flarach, które umiejętnie wykorzystane mogą sprawić, że staną się wartością dodaną wielu fotografii.
Co do jakości którą oferuje nam FujiFilm X-Pro3 to nie mam większych zastrzeżeń ponad co to zostało już wielokrotnie powiedziane. Matryca APS-C daje radę, jeśli chodzi o pracę w jasnych warunkach. Wtedy wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale już w przypadku wartości powyżej 1600 ISO obrazek zaczyna przypominać niezłą sieczkę i nabiera nieprzyjemnej dla oka plastikowatości i ziarnistości, która wyraźnie mnie drażni. Nie da się ukryć, że wiele osób będzie broniło FujiFilm, ale dodatkowo nie pomaga fakt, iż aparat nie jest wyposażony w stabilizację matrycy zatem strzały z ręki czy biodra w ciężkich warunkach mogą wiązać się ze zauważalnym spadkiem jakości.
Generalnie FujiFilm X-Pro3 to w dalszym ciągu sprzęt ciekawy, który napędza mnie do działania, ale brakuje mu jakiegoś pazura, szczególnie w obszarze jakości zdjęć, który sprawiłby, że będę myślał o nim poważnie w kontekście sprzętu all-around. Do głowy wpadły mi jedynie pomysły pokroju tego, żeby sparować go z GFX’em 50SII, ale kłóci się to z moją ideą i potrzebą minimalizacji ilości sprzętu do jednego głównego aparatu i zapasu w obrębie jednego systemu obiektywów. Poszukiwania zatem nadal będą kontynuowane, a mi pozostaje liczyć, że następca X-Pro3, czyli FujiFilm X-Pro4 ukaże się niebawem i zdmuchnie mnie z powierzchni ziemi.