Mamiya C220 – kwadratowy styl – zdjęcia przykładowe
Mamiya C220 i wszelkie konstrukcje dwuobiektywowe niezmiennie kojarzą mi się z nieśmiertelną fotografią Vivian Maier i jej autoportretem, i chociaż ona z tego co kojarzę najchętniej korzystała z Rolleiflexa to w mojej głowie na zawsze pozostał obraz tej fotografki trzymającej aparat na wysokości klatki piersiowej. Jej twórczość poznałem kilka lat temu i od tamtej pory wiedziałem, że kiedyś przyjdzie dzień kiedy będę musiał spróbować sprzętu w jej stylu i użyć go w swojej fotografii analogowej. Oczywiście poza ulicznymi eskapadami stwierdziłem także, że muszę wykorzystać średnio-formatową Mamiyę tak jak lubię najbardziej czyli do sesji w studio przy świetle błyskowym. Ten dzień nadszedł bardzo szybko.
Mamiya C220 to oczywiście analogowa lustrzanka dwuobiektywowa, która pracuje na filmie średnio-formatowym i pozwala nam stworzyć fotografie w formacie 6×6, czyli przez wielu uwielbiany kwadracik. Co charakterystyczne dla konstrukcji TLR (Twin Lens Reflex) ostrzenie i podgląd obrazu odbywa się przez kominek, a obraz tam widoczny jest odbity. Oczywiście istnieją również dedykowane wizjery, ale wtedy straciłoby to dla mnie całą magię i nawet nie próbowałem takowego szukać. Używałem C220 wraz z obiektywem Mamiya Sekor 80mm F2.8, czyli taki klasyczny standard. Warto wspomieć o tym, że Mamiya C220 oferuje całą gamę innych obiektywów, a co za tym idzie możliwe jest ich wymienianie i korzystanie z wielu różnych ogniskowych.
Jeśli chodzi o moje pierwsze wrażenie i spostrzeżenia to Mamiya C220 to aparat całkiem spory, jeśli porównamy go do wcześniej wspomnianych konstrukcji Rolleiflexa czy Flexaretów. Ta wielkość nie jest oczywiście niczym co jakoś bardzo by mi przeszkadzało, ale nie miałem takiego poczucia, że idzie za nią również intuicyjność i niezawodność. Miałem wrażenie obcowania z takim przerośniętym i mało wygodnym klockiem. Oczywiście nie można Mamiyi odmówić jakości użytych komponentów, ale coś po prostu w tej konstrukcji mi nie pasowało i nie leżała w mojej dłoni odpowiednio. Widocznie nie był to aparat projektowany z myślą o moich małych dłoniach.
Co do komfortu użytkowania Mamiya C220 to po prostu aparat, który nakręca do fotografowania i wykonywania kolejnych ujęć. Ustawianie ostrości, czasu naświetlania, przysłony, naciągu i spustu migawki – to wszystko działa z należytym oporem i po krótkim rozeznaniu prawie intuicyjnie znajdowało się pod moją ręką, gdy tego potrzebowałem. W studio dzięki obiektywowi wyposażonemu w migawkę aparat synchronizuje się z lampami na wszystkich czas od 1sec do 1/500sec, co daje ogromy komfort w manipulowaniu odpowiednio światłem i pozwala na jeszcze większą zabawę.
W studio zaaplikowałem do aparatu film Ilford HP 5 Plus , a w przypadku fotografowania na IV-ej Międzynarodowej Wystawie Psów Rasowych, również korzystałem z filmu marki Ilford tym razem Delta 3200 Professional. Filmy zostały naświetlone i wywołane zgodnie z czułością na pudełku. Ich wywołanie powierzyłem labowi, a skany zostały wykonane w domowym zaciszu.
Reasumując Mamiya C220 to z jednej strony niezbyt poręczny, wręcz powiedziałbym przypominający swym wyglądem cegłę sprzęt, ale z drugiej jego użytkowanie i efekty nim uzyskiwane sprawiają, że wraz z każdą chwilą narasta chęć na sprawdzenie go w kolejnych, jeszcze bardziej zwariowanych warunkach i sytuacjach. Obcowanie z tym aparatem nie było dla mnie jakimś wielkim game-changer’em, który diametralnie zmienił moje podejście do fotografii i fotografowania. Bardziej traktuje to w kategorii nowych doświadczeń, wyjścia ze strefy komfortu i swego rodzaju przypomnienia, że sprzęt, którego używamy jest nieważny, a ważne jest to gdzie poniosą nas nogi i co za jego pomocą jesteśmy w stanie stworzyć.
Moim zdaniem za pomocą aparatu Mamiya C220 można tworzyć fenomenalne fotografie, które na wieki uchwycą momenty, sceny, chwile, które pozostaną odciśnięte na filmie na wieki.