FOTOGRAFOWANIE KROGULCÓW – CANON EOS R5/600/4 L IS USM II

Nie jest wielką niespodzianką, że z końcem października w fotografii przyrodniczej następuje zastój. Sporo gatunków odleciało już bowiem do innych krajów. Te zaś co pozostały powoli gromadzą zapasy na zimę i nie pokazują się zbyt chętnie. Taka „posucha” powoduje, że zrobienie wartościowego zdjęcia w tym okresie staje się niemal niepodobieństwem. Niezwykle więc ucieszyła mnie wiadomość od mojego przyjaciela – świetnego fotografa przyrody Damiana Kwaska – który donosił, że w jego okolicy pojawiły się krogulce. I że w związku z tym jest niemała szansa na ciekawe ujęcia tego niezwykłego ptaka.

Jako że z Damianem fotografuję od kilku lat, a krogulec od dawna znajdował się na mojej „liście życzeń” – to właściwie pozostało mi tylko szybko spakować swoje rzeczy i ruszyć w podróż na wschód Polski… Wyposażony w Canona R5, który dzięki firmie interfoto.eu szczęśliwie znalazł się w moim posiadaniu, liczyłem na ciekawe i dynamiczne kadry. Tekst ten jednak nie będzie omawiał walorów rzeczonego aparatu (na to przyjdzie czas już niebawem). Skupię się raczej na samym krogulcu, który mimo nikłych rozmiarów potrafi upolować ofiarę niemal równą swojej wielkości. To średniej wielkości ptak drapieżny z rodziny Jastrzębowach, którego długość ciała waha się między 30-40 cm, zaś samice są znacznie większe od samców. Z racji niemałego podobieństwa do swego większego kuzyna, wielu nazywa go „mini jastrzębiem”. Znany jest z pustoszenia gołębników oraz karmników, miejsc żerowań ptaków Wróblowych. Krążą legendy o jego niezwykłej sile i determinacji. To szybki i zwinny myśliwy, a jak się później okazało, także i ptak o niemałych skłonnościach do zabawy…

Po przyjeździe do Damiana przywitaliśmy się wylewne i natychmiast zaczęliśmy planować „zasiadkę”. Damian już od kilku dni fotografował krogulce, a jego sposób na przyciągnięcie tych wspaniałych ptaków wydał mi się iście genialny. Mianowicie młode osobniki „małych jastrzębi” nader chętnie angażują się w przeganianie ptaków z rodziny krukowatych. Głównie kawek, srok i sójek. Trzeba zatem tylko znaleźć sposób, żeby wyżej wymienione gatunki pojawiły się w pobliżu, jakoś „zaprosić” je do siebie i zapewnić sobie ich w miarę liczne towarzystwo. A że krukowate są częstymi gośćmi przed czatowniami Damiana, to sprawa była „załatwiona” już niejako na wstępie. I faktycznie, gdy tylko skoro świt pojawiliśmy się na miejscu, to wszystko rozwijało się zgodnie z założonym scenariuszem. Najpierw pojawiły się pierwsze sójki i sroki, a niemal w tym samym momencie, tuż za nimi niczym duchy z lasu wylatywały krogulce. I najwyraźniej robiły to tylko po to, żeby przegonić „intruzów”. Z zawrotną prędkością przelatywały tam i z powrotem, siejąc niemały popłoch wśród reszty ptaków. Nie mogłem wręcz uwierzyć własnym oczom. A wyglądało to niemal równie efektowanie, jak ekstremalne pokazy lotnicze. Problem polegał jednak na tym, że krogulce (w kulminacyjnym momencie akrobacjami popisywały się cztery osobniki) za żadne skarby nie chciały usiąść. Było zaś jeszcze zbyt ciemno, żeby spróbować zrobić zdjęcie w locie. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach, jeden z osobników w końcu wylądował na patyku. Muszę przyznać, że Canon R5 wspaniale sobie poradził. Wbudowany w aparacie stabilizator pozwala na wykonanie nieporuszonego zdjęcia przy teoretycznie bardzo długim czasie naświetlania. I dzięki temu właśnie mogłem uzyskać kilka ciekawych ujęć w zdecydowanie o tej porze niesprzyjających warunkach. Aparat wraz z moim 600/4 L IS USM II dawał niezwykłą jakość obrazka. Byłem więc w podwójnym szoku. Nie dość, że ptaki wspaniale dopisywały, to dodatkowo jeszcze sprzęt fotograficzny zaskakiwał pozytywnie. Niestety, zabawy krogulców tak szybko jak się zaczęły, tak też szybko się skończyły. I kiedy w końcu pojawiło się piękne światło, na „scenie” nie było już ani jednego ptaka. Mimo, że miałem parę niezłych ujęć to solennie postanowiłem, że dam sobie jeszcze szansę i w kolejnych dniach pobytu u Damiana spróbuję dopracować temat.

Jednak nazajutrz, mimo wytrwałego czatowania od rana do nieomal późnych godzin popołudniowych – krogulce w ogóle się nie pojawiły. W przyrodzie tak zresztą bardzo często bywa. Gdy już jesteśmy pewni, że wszystko będzie szło po naszej myśli, to natura lubi spłatać nam figla. Na szczęście trzeci dzień wynagrodził wszystkie niedogodności i rozczarowania dnia poprzedniego. Krogulce znowu dokazywały od samego rana i „niemiłosiernie” przeganiały inne ptaki. I co najważniejsze, dosyć często przysiadały w niedalekiej odległości od nas. Światło też było dużo lepsze. Co w końcu pozwoliło na wykonanie kilku dynamiczniejszych ujęć. A trzeba dodać, że tego dnia i w porannym świetle nasi bohaterowie prezentowali się wręcz kapitalnie. W ogóle, w moim odczuciu, krogulec to jeden z najpiękniejszych polskich ptaków.
Czas spędzony u Damiana okazał się zatem bardzo owocny i udany. Już sama możliwość częstej obserwacji intrygujących ptaków stanowiła dla mnie niesamowite przeżycie. Nie da się też ukryć, że ze zrobionych u niego zdjęć byłem także bardzo zadowolony. No i możliwość spotkania z przyjacielem dzielącym tę samą pasję była nie do przecenienia. Zaś co do samego aparatu Canon R5, to muszę wyznać, że byłem nim niezwykle podekscytowany. Po doświadczeniach z krogulcami wiedziałem bowiem na pewno, że jest to bardzo dobre body. A w kolejnych dniach miałem się o tym przekonać w jeszcze większym stopniu…
