Walka z mrozem i pogoń za marzeniami – Maks Dobroczyński

Niektórzy będą zdziwieni czytając te słowa, ale nieco ponad rok temu była jeszcze prawdziwa zima. Mrozy sięgające nocą nawet do minus dwudziestu stopni, a wkoło pełno śniegu. Obrazki jak z kartki świątecznej nie należały wtedy do rzadkości. Dla fotografów przyrody, sroga zima to powód do zadowolenia. Wszelka zwierzyna jest spragniona jedzenia, którego próżno jej szukać pod grubymi warstwami śniegu. A to co ostało się na drzewach, jest od dawna przemarznięte. Wykładając jedzenie w tym trudnym okresie dla ptaków, nie dość że możemy się przysłużyć przyrodzie, to także możemy liczyć na ciekawe ujęcia. Nie ma nic lepszego niż przydomowy karmnik, gdzie spragnione słonecznika gromadzą się sikory, jery, dzwońce, gile. Na słoninę czy smalec z chęcią skuszą się dzięcioły. Dokarmiając ptaki możemy je w dodatku mieć na wyciągnięcie ręki. Zdarza się przy tym, że zmuszeni do rezygnacji z naturalnego pokarmu, zjawiają się przed naszym suto zastawionym stołem rządcy goście, których nie mielibyśmy szansy oglądać w innych okolicznościach.

Na początku 2019 roku, zadzwonił do mnie wspominany we wcześniejszych wpisach Damian Kwasek. Damian mieszka na wschodzie Polski, w bardzo odludnym miejscu, które zewsząd jest otoczone stawami i lasami. Przy okazji rozmowy, wspomniał, że pod jedną z jego licznych stacjonarnych czatowni pojawia się dzięcioł zielonosiwy. Ptak od dawna przeze mnie poszukiwany, jednak w moim rejonie bardzo rzadki. Nie zastanawiając się długo, razem z moim współtowarzyszem foto-łowów Bogdanem Kasperczykiem podjęliśmy decyzję o wyjeździe w te odległe dla nas rejony Polski. Trzeba pamiętać, że z miejsca naszego zamieszkania jest to ponad czterysta kilometrów. Więc jakby na to nie patrzeć, wyprawa jest dosyć potężna. Do naszego skromnego zespołu dołączyła moja narzeczona Ola, która (z często niezrozumiałych dla mnie względów) w jakimś stopniu podziela moją pasję. 

Nad ranem, po całonocnej jeździe, bardzo zmęczeni, ale wyposażeni w najcięższego kalibru sprzęt fotograficzny, dotarliśmy do Damiana. Nie było mowy o żadnym odpoczynku. Po krótkiej naradzie ustalaliśmy, że dzielimy się na dwa zespoły. Ja z Olą idę do czatowni przeznaczonej do fotografowania ptaków drapieżnych, natomiast Bogdan z Damianem  udadzą się do drugiej czatowni, gdzie był widziany dzięcioł zielonosiwy. Mieliśmy tylko dwa dni, więc czasu było w sumie jak na lekarstwo. W czatowni na ptaki drapieżne, dzień wcześniej Damian fotografował myszołowa włochatego, kolejny bardzo rzadki gatunek. Pomyślałem, że pierwszego dnia spróbuję zrobić myszołowa, a drugiego dzięcioła. Chciałem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdy jednak po dwudziestu czterech godzinach bez snu, zasiadłem na miejscu, to przy temperaturze minus czternastu stopni – od razu zacząłem zasypiać. Wiedziałem jednak, że nie mogę sobie pozwolić choćby na minutę drzemki. W każdej chwili przed obiektywem mogło coś wylądować. Tą nadzieją żyłem przez pierwsze cztery godziny. Potem nadzieja zniknęła. Przez cały dzień dosłownie nic się nie działo, poza wizytą stada trznadli, które skusił wysypany nieopodal słonecznik. Co jakiś czas pod nogami kręciła się mysz, zajadająca okruchy z mojej drożdżówki. Dodam tylko, że jest ona stałą bywalczynią czatowni Damiana. Już kilka razy ją karmiłem podczas robienia zdjęć. Jednak ani trznadel, ani mysz, w żadnym razie, nie były przedmiotem mojego zainteresowania. Po wielu godzinach czuwania, w trakcie których doskwierało mi narastające, koszmarne zmęczenie, dzień fotograficzny minął bezpowrotnie, a ja zostałem z pustą kartą. Na dodatek moi przyjaciele w drugiej czatowni zrobili piękne kadry dzięcioła zielonosiwego. Byłem podwójnie przegrany. Wyczerpany, wymarznięty, razem z moją dzielną towarzyszką życia wróciliśmy do domu Damiana – na tarczy. Kładąc się spać, wiedziałem, że ostatnia szansa to udanie się następnego dnia do czatowni, gdzie Damian i Bogdan fotografowali dzięcioła. Chociaż miałem wszystkiego serdecznie dosyć, tliła się we mnie tak charakterystyczna dla każdego fotografa nadzieja. Może jutro będzie ten właśnie dzień? Nastawiłem budzik na 5:30… 

Kompletnie niewyspany, idąc jeszcze po ciemku do czatowni i ledwo oddychając poprzez siarczysty mróz (minus szesnaście stopni), zastanawiałem się po co ja właściwie to robię? Czy nie lepiej byłoby pozostać w ciepłym łóżku? Sama droga do czatowni zajmowała tylko kilkanaście minut marszu, mocno jednak  utrudnionego przez panujący mrok i potężne zaspy śniegu. Przyznam szczerze, że w otaczających ciemnościach, kilka razy obleciał mnie strach. Tak naprawdę nie wiem przed czym, ale przecież strach często bywa irracjonalny. Gdy dotarłem pod czatownię, nadal było jeszcze całkiem ciemno. Przygotowałem scenerię i zająłem miejsce w środku. Pozostało mi tylko samotne czekanie, bo tym razem Ola poszła do drugiej czatowni z Bogdanem.

Kiedy zaczęło świtać, najpierw pojawił się dzięcioł średni, a potem dzięcioł duży. Oba gatunki mam porządnie obfotografowane, więc nawet nie wyzwalałem migawki. Zresztą warunki były jeszcze bardzo kiepskie. Z upływem godzin, mróz nie ustępował. Dopijałem resztki gorącej herbaty. Przed czatownią, ruch był coraz mniejszy. Pojawiły się dwa myszołowy, za to dzięcioł średni i duży przestały przylatywać. Niestety, wyglądało na to, że musiałem pogodzić się z porażką. Nie miałem siły dłużej czekać na cud. Było po prostu za zimno. Zrezygnowany zacząłem powoli pakować sprzęt do plecaka. Gdy aparat wraz z obiektywem były już starannie zapakowane, wstałem z siedziska i postanowiłem po raz ostatni popatrzeć z okienka na scenę, gdzie przegrałem bitwę. I wtedy wydarzył się cud. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Tuż przed moimi oczyma, na specjalnie przygotowanym pieńku, siedział piękny samiec dzięcioła zielonosiwego. Modliłem się, żeby tylko emocje nie wzięły góry. Najspokojniej jak się tylko da, zacząłem powoli wypakowywać sprzęt z plecaka. Cały czas oczywiście zerkałem w okienko, czy mój wymarzony model dalej żeruje. Gdy trzymałem już aparat w ręce, zadanie stało się jeszcze trudniejsze. Musiałem bowiem niepostrzeżenie włożyć obiektyw przez małą dziurę, zakrytą siatką maskującą. Szanse powodzenia tej akcji były w tamtej sytuacji mniej, niż znikome. W desperacji postanowiłem, że cały manewr wykonam bez zawahania, najszybciej jak potrafię. Co pomyślałem – uczyniłem. I wtedy nastąpił cud numer dwa. Ptak był tak zajęty jedzeniem, że nawet nie zerknął w moim kierunku. Szybko przyłożyłem aparat do oka. Cała akcja, która nastąpiła potem, trwała tak naprawdę kilka sekund. Udało mi się w tym czasie zrobić kilkadziesiąt zdjęć, w tym kilka naprawdę ciekawych. W pewnym momencie do żerowania dołączyła sikora bogatka. Udało mi się uchwycić także i ten moment – z czego byłem bardzo zadowolony. Gdy dzięcioł odleciał, odetchnąłem głęboko. Dopiero wtedy zauważyłem, że trzęsą mi się ręce. Po uspokojeniu, powtórnie spakowałem plecak i udałem się w drogę powrotną, teraz w doskonałym humorze. Mróz jakby przestał istnieć, zaś zaspy śniegu stały się równą jak stół powierzchnią. Okazało się zresztą, że Bogdanowi i Oli też udały się tego dnia świetne zdjęcia. Można powiedzieć, że natura zwróciła poprzedni stracony dzień, ze sporą nawiązką.

W ciepłym domu, po zjedzeniu pysznego obiadu z rodziną Damiana, wszyscy byli w dobrych humorach. I im dłużej się nad tym zastanawiałem, już po opadnięciu emocji, tym bardziej doceniałem jakie szczęście miałem tego dnia. A do Damiana wracaliśmy i wracamy wielokrotnie. I niech tak pozostanie na lata.

Zdjęcia obrazujące tekst powstały przy użyciu lustrzanki Canon 7D Mark II z obiektywem Canon 300/4 L IS USM

obiektywy dostępne w salonie:

https://bit.ly/2XmGJhh

Maksymilian Dobroczyński, dzięciął zielonosiwy , Interfoto. Warszawa

fot.Maksymilian Dobroczyński | Canon 7D Mark II + Canon 300/4 IS USM L

Maksymilian Dobroczyński, myszołów , Interfoto. Warszawa
fot.Maksymilian Dobroczyński | Canon 7D Mark II + Canon 300/4 IS USM L
Maksymilian Dobroczyński, dzięciął zielony , Interfoto. Warszawa
fot.Maksymilian Dobroczyński | Canon 7D Mark II + Canon 300/4 IS USM L
Maksymilian Dobroczyński, dzięciął duży , Interfoto. Warszawa
fot.Maksymilian Dobroczyński | Canon 7D Mark II + Canon 300/4 IS USM L
Maksymilian Dobroczyński, sikora bogatka dzięciął zielony , Interfoto. Warszawa
fot.Maksymilian Dobroczyński | Canon 7D Mark II + Canon 300/4 IS USM L

maks dobroczynski, interfoto.eu, fotografia ptaków

Maksymilian Dobroczyński

Urodziłem się w 1991 roku w Krakowie. Od ponad trzech lat mieszkam w pobliskich Myślenicach. Z zawodu jestem kucharzem i w tym zawodzie aktywnie pracuję. Fotografią przyrodniczą zajmuję się od 2016 roku. W 2019 roku przeszedłem do drugiej rundy ogólnoświatowego konkursu „35 awards”. W 2020 roku moje zdjęcie „Maluszek z pierwotnej puszczy” zdobyło I miejsce w ogólnopolskim konkursie fotograficznym „Przyroda ojczysta”. Od 2019 roku zdjęcia mojego autorstwa zdobią nowopowstałe mieszkania na Cedrowej w Gdańsku. Moją specjalnością jest fotografowanie ptaków.  

InterFoto.eu
InterFoto.eu

Tworzymy jeden z najstarszych sklepów fotograficznych w Polsce. Powstał on z pasji fotografowania. Jesteśmy pasjonatami fotografii i sprzętu fotograficznego. Działamy na rynku fotograficznym nieprzerwanie od roku 1995.

Artykuły: 935

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *