Panasonic Lumix S1 i Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART – ciężki orzech do zgryzienia

Nie ma to jak trochę dłuższych ogniskowych, prawda? Prawda! Dawno nie testowałem niczego z zakresu powyżej 100mm, więc komu w drogę temu szelki i dzisiaj napiszę dla was krótką recenzję obiektywu Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART, bo już zapomniałem jak to jest czasem poużywać czegoś dłuższego i jasnego. W teście tym będzie towarzyszył mi Panasonic Lumix S1, czyli pierwszy pełnoklatkowy bezlusterkowiec od tej firmy. Zatem będzie ciekawie! Zapraszam!

To co od razu rzuciło mi się w oko to niebagatelne gabaryty tegoż zestawu! Taki duecik okazuje się być całkiem potężną parą, a ich łączna waga przekracza lekko 2kg. Czy to dużo? Moim zdaniem to waga słuszna i akurat idealnie wpasowująca się w moją górną granicę smaku w bezlusterkowcach, a jednocześnie jeśli obiektyw jest dobrze wyważony to nosi się go nawet przyjemnie. Dokładnie takie doświadczenia zapewniła mi Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART i Lumix S1, które może do najlżejszych i najmniejszych nie należą, ale mi używało się ich całkiem zgrabnie i przyjemnie.

Co zaś tyczy się budowy samego szkła to jest to wersja lustrzankowa obiektywu zaadaptowana specjalnie na potrzeby bezlusterkowców z mocowaniem L-mount. Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART to kawał solidnej konstrukcji, ale niektórym zapewne będzie brakować pierścienia przysłony, czy lubianych i gloryfikowanych dedykowanych przycisków funkcyjnych. Kto wie może niebawem doczekamy się premiery obiektywu Sigma A 135mm F1.8 DG DN ART, który nie dosyć, że zminiaturyzuję wagę to także doda tę dla wielu istotną funkcjonalność. Dla mnie osobiście widzę, że w szkłach wyposażonych w AF nie potrzebuję pierścienia przysłony, ani dodatkowych przycisków, bo mnie niepotrzebnie rozpraszają.

Co zaś tyczy się pracy autofocusa to o ile ta jest całkiem dobra, gdy do dyspozycji mamy dużo światła to niestety tragedia zaczyna się, gdy zaczyna brakować punktu odniesienia. Oczywiście nie pomaga w tym aparat i jego system oparty o detekcję kontrastu. Niestety często zdarzało mi się, szczególnie przy bliskich, ciasnych kadrach korzystać z manualnego ostrzenia, które było znacznie pewniejsze w tym przypadku. Mam świadomość, że kultura pracy zapewne wzrosłaby znacznie, gdybym skorzystał dajmy na to z Panasonica S5 II, ale co to by była za zabawa!

Patrząc na zdjęcia, które udało mi się tym zestawem zrobić jestem w szoku jak dobrze działa stabilizacja w aparacie wraz z tym szkłem, bo otrzymane kadry nocne naświetlane przez czas 1/125 czy nawet 1/60 dalej wydają się być ostre, a ponad to 24. milionowa matryca CMOS całkiem zgrabnie radzi sobie ze wszelkimi przejawami szumu na zdjęciach. Ponad to kolory, które oferuje ten duet są naprawdę atrakcyjne i przyjemne dla oka.

W kwestii korekcji optycznej obiektywu to muszę przyznać, że jestem pełny podziwu jak konsekwentna w produkcji swoich szkieł jest japońska marka. Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART to obiektyw wybitnie ostry, o charakterystyce, która wpisuje się idealnie w to co znamy ze wszystkich obiektywów marki, czyli gładkie maślane rozmycie i korekcja aberracji na bardzo dobrym poziomie. Generalnie powiedziałbym, że ciężko będzie to przebić w wersji typowo dla bezlusterkowców, jeśli takowa oczywiście powstanie. W zasadzie na miejscu marki zastanawiałbym się czy takową warto wypuszczać na rynek skoro „lustrzankowy” egzemplarz nie tylko daje radę, a po prostu wymiata.
Galeria zdjęć 2000px z obiektywu Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART i aparatu Panasonic Lumix S1





















Duet Sigma A 135mm F1.8 DG HSM ART oraz Panasonic Lumix S1 mówiąc kolokwialnie dowozi. Obiektyw świetnie sprawdzi się do wszelkich zastosowań portretowych, ale także każdego rodzaju detalu. Ostrość, korekcja wad to stoi na wysokim poziomie, a jedyne co może być przeciwnością to waga wspomniana wcześniej, która dla mnie jest idealna, ale dla niektórych może to być po prostu za duże szkło. Niemniej warto dorzucić kilka kilogramów na siłowni, aby móc swobodnie operować tym obiektywem.