Maksymilian Dobroczyński – Spotkanie z Gągołami w asyście Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III

Zima Anno Domini 2022 upłynęła pod znakiem niezwykle zmiennej, wietrznej i co tu dużo pisać – paskudnej pogody. Z rozrzewnieniem pozostało mi tylko wspominać zeszłoroczną – bajkową i śnieżną aurę, która nieomal do ostatnich dni marca cieszyła nasze oczy. Jednak zima to przede wszystkim ciężki czas, i to zarówno dla ptaków jak i fotografów przyrody. Pierwsze borykają się z brakiem pożywienia, niskimi temperaturami i zmienną pogodą. Ci drudzy nie muszą wprawdzie walczyć o przetrwanie, jednak powodów do narzekania mają niemało. Przede wszystkim ptaków jest w tym okresie o wiele mnie niż choćby wiosną czy latem. W związku zaś z ujemnymi nierzadko temperaturami, „zasiadki” są również mocno utrudnione. A na domiar złego dni są wtedy bardzo krótkie, a co za tym idzie doskwiera permanentny brak światła…

Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III
Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III

Jednak od kiedy mieszkam w Krakowie, postanowiłem sobie, że każdej zimy będę starał się wypracować przynajmniej jeden nowy gatunek ptaka wodnego. Praktyka nieraz pokazała, że nie jest to pomysł całkiem „od czapy”. Paradoksalnie bowiem, nawet w dużych aglomeracjach, zwłaszcza zaś kiedy przepływa przez nie jakaś większa rzeka, o zdjęcia choćby kaczek nie jest aż tak bardzo trudno, jak mogłoby się zrazu wydawać. I tak, w zeszłym roku udało mi się na Wiśle, a nawet w centrum miasta lub nieopodal niego – zrobić kilka ciekawych gatunków, jak czernice, głowienki czy krakwy. Nie od rzeczy będzie też wspomnieć pełną perypetii i dzięki temu niezapomnianą sesję z bielaczkiem. W ogóle, trzeba powiedzieć, że w Krakowie na Wiśle od wielu lat i to rok w rocznie podczas zimy, można spotkać osobniki różnych gatunków.

Ja zaś w szczególny sposób upodobałem sobie jeden z nich, a mianowicie gągoła. To niewielki gatunek wędrownego ptaka wodnego z rodziny kaczkowatych. Jednak taki lapidarny opis niewiele mówi o tym wspaniałym ptaku. Moja fascynacja nim nie znajdzie zrozumienia, bez niezbędnego uzupełnienia. Po pierwsze więc, gągoły, a zwłaszcza kaczory tego gatunku, są niezwykle pięknie ubarwione. Jednak w trakcie pochmurnego dnia, nie dostrzeżemy i nie docenimy wspaniałej palety barw jaka zdobi pióra tego ptaka. Wystarczy jednak delikatne muśnięcie promieniami wschodzącego lub zachodzącego słońca, aby się okazało, że mienią się całą feerią niezwykłych kolorów. Po drugie, tokowiska i zaloty gągołów należą do jednych z najwspanialszych spektakli polskiej przyrody. Samiec, starając się o względy partnerki, wykonuje serię dynamicznych ruchów tułowiem, wyginając się przy tym niczym, nie przemierzając, mistrz gimnastyki artystycznej. Po trzecie, gągoły – co może być dla wielu sporym zaskoczeniem – w odróżnieniu od innych kaczek nie zakładają swoich gniazd bezpośrednio na wodzie czy w sitowiu, lecz gniazdują w… dziuplach. Wszystkie te informacje składają się na obraz gatunku nieco dziwnego, ale z pewnością fascynującego.

Na szczęście w styczniu jakaś namiastka zimy w końcu zawitała do Krakowa. Okazało się to dosyć istotne w kontekście fotografowania gągołów, ale o tym za chwilę. Od początku roku podjąłem kroki, aby znaleźć jakieś stanowiska tych ptaków na Wiśle. Ku mej ogromnej uciesze, po kilku dniach objeżdżania okolicznych terenów, udało mi się w końcu znaleźć takie miejsce. Ptaków było sporo, oczywiście jak na warunki dużego miasta. Okazało się bowiem, że nawet kilkanaście samców i tyleż samic tego ciekawego gatunku, upatrzyło sobie pewien fragment rzeki na południe od centrum miasta. Żerowały tam i pływały w otoczeniu pięknych czernic, wszędobylskich kormoranów oraz niezliczonej liczby krzyżówek i łysek. Niestety, fragment rzeki jaki sobie wybrały do żerowania był wyjątkowo rozległy. Na interesującym mnie odcinku liczył z pewnością co najmniej siedemdziesiąt metrów. A ptaki jak na złość trzymały się bliżej środka wody. Czyli: bez szans na jakiekolwiek sensowne zdjęcie. Dodatkowy problem stanowił bardzo stromy i wysoki brzeg, który bezpośrednio wpadał do wody. Żeby więc uzyskać odpowiednią perspektywę do fotografowania, trzeba by położyć się po prostu w wodzie. Czego zdecydowanie chciałem uniknąć. W tego rodzaju sytuacjach można oczywiście skorzystać ze specjalistycznego „pływadełka” fotograficznego. Nie chciałem jednak narażać ptaków na niepotrzebny stres, a poza tym grunt w Wiśle jest mi nieznany, z wielu zaś opowieści słyszałem, że bywa zdradliwy. Tak więc opcja ta zdecydowanie nie wchodziła w rachubę. Z pomocą przyszła aura. Jak już wspomniałem przed chwilą, w tym czasie w Krakowie pojawiła się zima, a wraz z nią niższe temperatury. Po kilku dniach mrozów woda w Wiśle, przynajmniej w okolicach brzegów, zaczęła zamarzać. I to była doskonała wiadomość dla mnie. Jednak mrozy nie miały trwać długo, wiedziałem więc, że muszę się spieszyć.

Z prognoz pogody wynikało wręcz, że już nazajutrz miała być odwilż. Był to zatem ostatni dzień kiedy mogłem coś ugrać. Niezwłocznie spakowałem niezbędny sprzęt fotograficzny i podjechałem w znaną mi miejscówkę. Około godziny 15.00 byłem na miejscu, w sam raz na piękny zachód słońca. Ptaków niestety było dosyć mało. Ledwie kilka gągołów i kilkanaście krzyżówek. Jednak kto nie próbuje…

Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III
Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III

Ostrożnie zszedłem na brzeg, bardzo uważając, żeby nie spłoszyć ptaków. Jednak niewiele to dało. Mimo tego, że znajdowałem się ponad 150 metrów od nich, natychmiast zaczęły nerwowo odpływać w przeciwnym kierunku. Woda przy brzegu była skuta lodem, jednak gdy tylko na nim stanąłem, ten zaczął najpierw niebezpiecznie „trzeszczeć”, by po chwili delikatnie się pode mną załamać. Na szczęście w tym miejscu było bardzo płytko. Choć od początku miałem w planach położenie się na lodzie, to po tym co się wydarzyło, nie byłem już tak bardzo pewny swego pomysłu. Założyłem jednak, że dobre rozłożenie masy i brak ruchu może spowodować, iż lód mnie jakoś utrzyma – i tak się w rzeczywistości stało. Krucha pokrywa lodowa wprawdzie lekko zatrzeszczała pod ciężarem mego ciała, ale poza tym nic złego się nie wydarzyło. Szybko okryłem się siatką maskującą, wystawiłem obiektyw i zamarłem w bezruchu…

Na sesję z gągołami zdecydowałem się użyć cichego Canona EOS R5. Z uwagi na to że ptaki trzymały się daleko – Canon EF 600/4 L IS USM II postanowiłem doposażyć w telekonwerter Canon EF 2.0x III. W sumie dawało mi to wspaniałą, wręcz zawrotna ogniskową 1200mm. Niestety tego dnia powietrze było po krakowsku nieprzejrzyste, więc choć taka długa ogniskowa była rzeczywiście pomocna, to z drugiej strony obrazek nie był aż tak czysty i klarowny jak zazwyczaj. Lecz najważniejsze było przecież to, żeby gągoły w ogóle udało się sfotografować.

Po kilkunastu minutach oczekiwania tuż przed moim obiektywem wylądowała czapla siwa. Był to bardzo niespodziewany gość, zwłaszcza w tym miejscu. Jednak ucieszyłem się z tego spotkania. Utwierdziło mnie ono bowiem w przekonaniu, że jestem bardzo dobrze zamaskowany, gdyż przedstawiciele tego gatunku, to istoty niezwykle płochliwe. O zdjęciach jednak nie mogło być mowy, gdyż czapla usiadła nie dalej niż pięć metrów ode mnie. A to zdecydowanie zbyt blisko, mając na uwadze jaką miałem ogniskową. Po dalszych kilku chwilach również zimorodek zaszczycił mnie swoją obecnością. Robiło się coraz ciekawiej.

Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III
Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III

W pewnym momencie, kątem oka dostrzegłem duże stado krzyżówek przemieszczające się w moją stronę. Gorączkowo poszukiwałem jakiś białych kształtów w tym skupisku. I w końcu się ich dopatrzyłem. Kilka samców gągoła w towarzystwie jednej samicy, również postanowiło obrać kurs na moją osobę. O ile to możliwe, jeszcze bardziej zamarłem w bezruchu. Ptaki na szczęście nic nie robiły sobie z mojej obecności. Były jednak nieco za daleko – stanowczo ponad dwadzieścia metrów. Krzyżówki powoli zaczęły się oddalać. Na szczęście gągoły zostały i jak mi się zdawało zaczęły żerować coraz bliżej. Powoli zacząłem robić zdjęcia, zaś bezgłośna elektroniczna migawka w Canonie EOS R5 nie zdradzała mojej obecności. Dokumentacyjne zdjęcia już miałem – więc zawsze coś, pomyślałem sobie – ale w tym dniu czekało mnie więcej atrakcji. Bowiem jeden z samców gągoła opuścił swoich towarzyszy i zaczął zdecydowanie bardziej kierować się w moja stronę. Wstrzymałem oddech, żeby w żadnym wypadku nie wystraszyć pięknego osobnika. Ten dostojnie przypłynął obok mnie w odległości około 15 metrów. I to był idealny dystans na „strzał” z mojego zestawu. Po kilku chwilach wrócił do swoich towarzyszy i razem odpłynęli w przeciwnym kierunku. Robiło się już powoli ciemno, gągoły trzymały się nieco dalej niż na początku. Poczekałem do zmroku, żeby nie płoszyć ptaków, po czym wyszedłem spod siatki i jak najszybciej udałem się do samochodu.

Nie muszę mówić, jak bardzo byłem zadowolony z tej wspaniałej sesji. Ptak, który od zawsze był w moim sercu „dał się” w końcu sfotografować. Cała „zasiadka” również była niezwykle emocjonująca i przyniosła mi sporo radości. Po kilku dniach wróciłem w to samo miejsce, jednak lód już zniknął, a i ptaków było zdecydowanie mniej. Przez kolejne kilkanaście dni panowała odwilż, a silne wiatry skutecznie przegoniły wszelkie gatunki z zimowisk. Na podobną sesję będę mógł zatem liczyć dopiero w przyszłym roku. O ile oczywiście zima dopisze…

Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III
Canon EOS R5 wraz z obiektywem: CANON EF 600 MM F/4 L IS II USM / Canon Extender EF 2x III
Maksymilian Dobroczyński
Maksymilian Dobroczyński

Nazywam się Maksymilian Dobroczyński. Urodziłem się w Krakowie i z pewnymi przerwami mieszkam w nim do tej pory. Fotografią przyrodniczą interesowałem się od najmłodszych lat, jednak „na poważnie” zająłem się tą wspaniałą dziedziną w 2016 roku. Na co dzień, oprócz fotografii przyrodniczej, zajmuję się pracą w gastronomii. W swojej fotografii poszukuję tego co ulotne, skupiam się na kompozycji i świetle. Jestem laureatem polskich jak i zagranicznych konkursów fotograficznych. W 2019 roku przeszedłem do drugiej rundy ogólnoświatowego konkursu „35 awards”. W 2020 roku moje zdjęcie „Maluszek z pierwotnej puszczy” zdobyło I miejsce w ogólnopolskim konkursie fotograficznym „Przyroda ojczysta”. W 2021 roku zdobyłem Grand Prix ogólnopolskiego konkursu „Perły polskiej przyrody”. W tym samym roku zająłem pierwsze miejsce w konkursie „Ptaki mojej okolicy”, a także zająłem III miejsce w ogólnopolskim konkursie „Sam na sam z naturą” zorganizowanym w ramach XIV Międzynarodowego festiwalu sztuk wizualnych inspirowanych naturą – „Sztuka natury”. Od 2019 roku zdjęcia mojego autorstwa zdobią nowopowstałe mieszkania na Cedrowej w Gdańsku. Moją specjalnością jest fotografia ptaków.
Od jestem 2020 roku stałym współpracownikiem firmy interfoto.eu, gdzie na łamach blogu robię testy terenowe sprzętu, ale też pokazuję fotografię przyrodniczą od kuchni oraz robię relację z różnych fotowypraw o charakterze przyrodniczym.

Artykuły: 32

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *