Canon EOS R5 w asyście Canon EF 600mm f/4 L IS II USM – test aparatu – część pierwsza
Ucieszyłem się niezwykle, gdy pod koniec jesieni dzięki uprzejmości firmy Interfoto.eu, otrzymałem możliwość testu aparatu fotograficznego Canon EOS R5 . Raz, że był to pierwszy „bezlusterkowiec”, który trafił w moje ręce. Dwa, że efekty pracy innych fotografów przyrody pracujących na „R5” zrobiły na mnie niemałe wrażenie. Byłem zatem ciekaw co ten niepozorny (przynajmniej z wyglądu) aparat jest w stanie zdziałać.
Na wstępie chciałby zaznaczyć, że test Canon EOS R5 przeprowadzałem łącząc go z obiektywem Canon EF 600mm f/4 L IS II USM. Dodatkowo wspomagałem się dwoma dedykowanymi konwerterami ze stajni tego japońskiego giganta, mianowicie Canon Extender EF 1.4x III oraz Canon Extender EF 2.0x III. Trzeba też nadmienić, że mój obiektyw nie jest szkłem przeznaczonym dla aparatów „bezlusterkowych”. Musiałem więc skorzystać z adaptera EF-EOS R. Mogło to mieć pewien wpływ na końcowy efekt testów. Mam na ten temat swoje uwagi i przemyślenia, ale o tym w dalszej części tekstu.
Mój sprzęt Canon EOS R5 + Canon EF 600mm f/4 L IS II USM + Canon Extender EF 2.0x III
Canon EOS R5 miał swoją premierę na wiosnę 2020 roku. Można ostrożnie założyć, że został pomyślany jako odpowiednik świetnego Canona EOS 5D Mark IV – oczywiście w swoim segmencie cenowym. Natomiast w tamtym czasie Canon w swojej ofercie nie posiadał jeszcze flagowego bezlusterkowca, na miarę klasycznego Canon EOS 1 DX Mark II i jego następców. To się miało zmienić kilkanaście miesięcy później kiedy na rynek wszedł Canon EOS R3. Może zostawmy jednak numerologię i przejdźmy do tego co tygrysy lubią najbardziej…
Pierwsze co rzuca się w oczy – zwłaszcza komuś, kto całe życie używał dużych i ciężkich „lusterkowców” – to niewielki rozmiar i mała waga aparatu Canon EOS R5. Na pierwszy rzut oka aparat wygląda wręcz „nieporadnie” i „zabawkowo”. To jednak bardzo złudne wrażenie. Mimo niewielkich gabarytów, po podpięciu do mojej „600” cały zestaw stał się nad wyraz wyważony. A jest to niezwykle ważna sprawa w fotografii przyrodniczej. Zwłaszcza jeżeli fotografujemy z „ręki”. Dodatkowym zyskiem wynikającym z naprawdę małej wagi aparatu (zaledwie 650 gramów), jest odchudzenie całego zestawu fotograficznego. O ile bowiem fotografujemy z wcześniej przygotowanych czatowni – gabaryty naszego zestawu fotograficznego nie mają większego znaczenia. Jeśli jednak wybieramy się w teren na dłużej, z perspektywą dźwigania całej masy sprzętu, to każde pół kilograma jest na wagę złota. I proszę wierzyć, że właśnie tak jest w tym przypadku. Po pięciu kilometrach marszu z Canonem EOS 1 DX Mark II, którego waga wynosi około 1400 g, moje plecy nie nadają się do użytku. Kiedy jednak analogiczną trasę pokonywałem z aparatem Canon EOS R5 sprawy miały się zgoła inaczej. Niecały kilogram różnicy, a finalne odczucia całkiem odmienne. Mowa tutaj oczywiście o „spacerach” z w pełni wyposażonym plecakiem fotograficznym. Dodatkowo po raz pierwszy w historii serii EOS, model R5 wyposażono w 5-osiową, wewnętrzną stabilizację obrazu (IBIS), która ogranicza drgania obrazu i pozwala fotografować na dłuższych czasach naświetlania. Jest to jedna z najlepszych funkcji testowanego aparatu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy udało mi się zrobić ostre zdjęcia krogulca – bądź co bądź niezwykle ruchliwego ptaka – przy czasie naświetlania 1/13 sekundy, a w dodatku bez użycia statywu (sic!). Jest to wynik wręcz nieprawdopodobny. Przyznam szczerze, że praktycznie nie do osiągnięcia w klasycznym „lusterkowcu”, gdzie wykorzystujemy tylko stabilizację wbudowaną w obiektywie. Co więcej, IBIS działa w R5 naprawdę szybko i bez zarzutu. A do tego niezawodnie. Nawet mocno „niepewna ręka” zyskuje w ten sposób nieprawdopodobny oręż w fotografii przyrodniczej. Jeśli pamiętamy, że wiele zdjęć ptaków robimy w pośpiechu, często w bardzo niesprzyjających warunkach pogodowych i oświetleniowych, to trzeba przyznać, że rozwiązanie jakie zaproponowali inżynierowie Canona śmiało można uznać za przełomowe.
Wracając na chwilę do kwestii ergonomicznych, trzeba jednak powiedzieć, że do pracy baterii można mieć, niestety, pewne zastrzeżenia. Przeciętna liczba zdjęć, które daje się zrobić w czasie pracy jednego akumulatora, spokojnie zamyka się w około 500 klatkach. W połączeniu z możliwością robienia sporej liczby zdjęć seryjnych, jaką dysponuje omawiany aparat, prowadzi to do dość szybkiego rozładowania akumulatora. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że aparat można ładować z kabla usb, choćby z pomocą powerbanku, to sprawa od razu przybiera nieco korzystniejszy obrót. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, które nieźle sprawdzi się w podróży czy w terenie. Niestety zakres temperatur jaki producent przewiduje dla optymalnej pracy aparatu waha się miedzy 1 a 40 stopni Celsjusza. Fotografowałem wprawdzie Canon EOS R5 przy temperaturach minusowych, lecz robiłem to bardzo krótko. Ciężko mi zatem powiedzieć, jak zachowałby się aparat, kiedy pracowalibyśmy z nim dłużej podczas temperatur ujemnych. Jednak już samo ograniczenie wprowadzone przez producenta daje sporo do myślenia. Zima to przecież jeden z najlepszych okresów do fotografowania przyrody. A więc z takim ograniczeniem – o ile faktyczne przekłada się ono na pracę aparatu – inżynierowie Canona poniekąd strzelili sobie w stopę. Na zakończenie tego wątku dodam tylko, że z aparatu można łatwo korzystać używając funkcji bluetooth w naszym telefonie. Jest to oczywiście swego rodzaju gadżet, który jednak świetnie się sprawdza w sesjach gdzie musielibyśmy używać radiowego wyzwalacza, albo niewygodnego i uciążliwego kabla z wężykiem spustowym. Podgląd live na telefonie nie ma opóźnienia, a tryb seryjny działa na najwyższym poziomie. Inaczej mówiąc: dokładnie tak, jak z pozycji aparatu. Dodatkowo możemy, już w formacie jpg, na bieżąco przesyłać swoje zdjęcia z aparatu do telefonu. Ciekawostka, ale na pewno zasługująca na uwagę.
Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z zestawu Canon EOS R5 + Canon EF 600mm f/4 L IS II USM + Canon Extender EF 2.0x III duże i w dobrej jakości
Sprzęt omawiany w tym artykule dostępny jest w InterFoto.eu:
“model R5 wyposażono w 5-osiową, wewnętrzną stabilizację obrazu (IBIS)” – czy przy tak długiej ogniskowej, adapterze i konwerterze ta stabilizacja działa? Czy jeżeli działa to czy warto włączać stabilizację w obiektywie?
Jak najbardziej. Ja zresztą nigdy nie wyłączam stabilizacji w obiektywie.