„Zabawy w błocie” – Maksymilian Dobroczyński na polowaniu na Kropiatkę z obiektywem Canon 600mm f/4 L IS II USM

O sfotografowaniu kropiatki marzyłem przez lata, ale prawdę powiedziawszy, nie bardzo wiedziałem jak się do tego zabrać. Ten niepozorny ptak z rzędu chruścieli jest bowiem niezwykle skryty, a jego doprawdy nikła liczebność w skali kraju, dodatkowo utrudnia zadanie. Dość powiedzieć, że przez ponad pięć lat zajmowania się fotografią przyrodniczą, tylko raz udało mi się zobaczyć jednego osobnika. O zdjęciach jednak nie mogło być wtedy nawet mowy. Kropiatka bowiem tylko pokazała się na moment, kiedy czatowałem na zimorodka. Była bardzo daleko, a po paru sekundach zniknęła w szuwarach i – jak to się mówi – wszelki ślad po niej zaginął.

Canon 600mm f/4 L IS II USM

Canon 600mm f/4 L IS II USM
Canon 600mm f/4 L IS II USM

Tamta sytuacja sprzed czterech lat była jednak już tylko dość odległym i mglistym wspomnieniem, gdy na początku września 2021 roku, wybrałem się na zwyczajową „penetrację” stawów w mojej okolicy. Głównym moim celem było poszukiwanie ptaków z rodziny siewkowatych. Po cichu liczyłem również na czaple. Po przyjeździe na miejsce, z radością odnotowałem, że na stawach jest mało wody, za to bardzo dużo błota. Są to dla ptaków warunki idealne, mogą wtedy żerować do woli, a pokarmu jest pod dostatkiem. Miałem zamiar obejść dwa główne zbiorniki, żeby znaleźć odpowiednie miejsce do „zasiadki”. Uzbrojony w lornetkę, ruszyłem więc naprzód. Jednak już po chwili zatrzymałem się. Przy pierwszym „błotku”, stało kilka osób z lunetami. Podszedłem do nich zaciekawiony, bo takie zgromadzenie zazwyczaj zwiastuje jakieś ciekawe gatunki. Nie myliłem się. Lunety obserwatorów były skierowane, na niewielkie błoto, wręcz bagno które płynnie zachodziło na przybrzeżne trzciny. Biegały po nim ochoczo różnego rodzaju siewkowce. Wśród nich od razu rozpoznałem brodźca śniadego. Ptaka, którego wiele razy widziałem, ale nigdy nie dane było mi sfotografować. Miejsce nie zachęcało jednak, żeby się na nim rozłożyć. Błoto wyglądało bowiem na świeże i miękkie. Podejrzewałem więc, że można będzie się w nim zapaść po pas. Pomyślałem, że przejdę na drugą stronę zbiornika i tam znajdę odpowiednie – suchsze miejsce do zasiadki, a brodziec przy odrobinie szczęścia do mnie przyleci. Gdy już miałem się oddalić, jeden z obserwatorów wspomniał, że dosłownie kilka minut temu obserwował kropiatkę. Wiadomość mnie zelektryzowała. Postanowiłem, że poczekam jeszcze chwilę, w końcu była dopiero 16:00, a najlepsze światło o tej porze roku jest między 18:30, a 19:00. I rzeczywiście, po kilku minutach spoza trzcin nieśmiało wyłonił się mały ptak. Niechętnie i szybko wybiegł na otwartą przestrzeń, dosłownie chwilę pożerował i schował się w trzcinach. Była to moja druga obserwacja kropiatki w życiu. Mimo, że odległość nie była duża – bo nie więcej niż 30 metrów – to perspektywa, którą w tej sytuacji dysponowałem (z góry na dół) zniechęcała do wyciągnięcia obiektywu. Po chwili zastanowienia uznałem jednak, że taka okazja może się już nie powtórzyć i mógłbym zrobić przynajmniej zdjęcie dokumentujące samą obserwację. Wyjąłem więc aparat, podpiąłem Tc2.0 do mojej 600/4 Canona i czekałem. Kilka minut później kropiatka znowu wybiegła, a ja szybko wykonałem kilka ujęć. Rezultat okazał się marny: osobnik był małą kropką w kadrze, perspektywa była koszmarna, a na domiar złego, światło o wiele za mocne. Ale przynajmniej miałem swojego wymarzonego ptaka na zdjęcia. Chociaż oczywiście nie o to w tym wszystkim chodzi. Porozmawiałem chwilę z obserwatorami, którzy byli wyraźnie zadowoleni z faktu, że zobaczyli kropiatkę. W końcu to bardzo rzadki ptak, a obserwacja dokonana niedaleko centrum dużego miasta to wręcz faunistyczny rarytas. Popatrzyłem ostatni raz na to magiczne błotko, po czym wpadłem na szalony pomysł, których niestety w moim życiu było już aż za dużo…

Brodziec śniady - Maksymilian Dobroczyński
Brodziec śniady – Maksymilian Dobroczyński

Widok upragnionej kropiatki, chyba tak mocno uderzył mi do głowy, że przestałem myśleć trzeźwo. Po prostu poczułem, że jako „profesjonalista” w swojej dziedzinie, nie mogę, ot tak po prostu, zostać z marnym dokumentalnym zdjęciem. Zwłaszcza w przypadku takiego gatunku, a do tego w sytuacji, kiedy jego obecność była w zasadzie na wyciągnięcie ręki. Pomyślałem: raz się żyje. Ku niemałemu zdumieniu grupki obserwatorów, zacząłem powoli ściągać ubranie. Wyjaśniłem spokojnie, że zamierzam wejść w to bagno, spróbować ułożyć się na karimacie, okryć siatką maskującą, a następnie wykonać satysfakcjonujące mnie zdjęcie. Ludzie popatrzyli na mnie z politowaniem, ale też mam wrażenie, że dostrzegłem zaciekawione, a nawet zachęcające uśmiechy, które dodały mi sił. Powiedzieli jednak, że na nich pora i zaczęli się rozchodzić. Chyba nie chcieli oglądać tego marnego spektaklu. Zostałem więc z bagnem sam na sam…

Już po paru pierwszych krokach zrozumiałem, że nie była to przemyślana decyzja. Od razu bowiem zapadłem się po kolana. Do przejścia miałem jednak „tylko” około 10 metrów, uznałem zatem, że dam radę. Brnąłem więc uporczywie przez bagno i w końcu dotarłem do miejsca gdzie widziałem kropiatkę. Nie muszę dodawać, że kiedy pojawiłem się na upatrzonym stanowisku – wszystko co żywe natychmiast odleciało, czego się zresztą spodziewałem. Miałem tylko nadzieję, że jak się szybko zamaskuję, to ptaki po kilkudziesięciu minutach jednak „do mnie powrócą”. Tak szybko, jak tylko potrafiłem rozłożyłem karimatę na błocie i ostrożnie wyjąłem cały sprzęt fotograficzny. Plecak położyłem na trzcinach, żeby jak najmniej się pobrudził. Następnie położyłem obiektyw na karimacie, a potem rzuciłem na to wszystko dużą wojskową siatkę maskującą. Pozostało mi tylko położyć się na tak przygotowanym posłaniu. Niestety, kiedy tylko moje ciało dotknęło podłoża, od razu cały się zapadłem. Razem z karimatą dosłownie wciągnęło mnie w cuchnące błoto. Nie zraziło mnie to zbytnio, pilnowałem tylko, żeby drogocenny obiektyw znajdował się w suchym miejscu. Zamarłem w bezruchu i pozostało mi tylko czekać. Jednak minuty mijały, a ja zapadałem się coraz bardziej i bardziej. I coraz dokładniej byłem oblepiony cuchnącą breją. Po pewnym czasie tuż obok wylądowało stadko łęczaków. W duchu podziękowałem sobie, że w tej sytuacji jestem przynajmniej dobrze zamaskowany. Łęczaki są bowiem z natury dość płochliwe i najmniejsza zmiana w otoczeniu wywołuje ich natychmiastową ucieczkę. Chwilę później, jakieś 15 metrów ode mnie przysiadł też brodziec śniady. Ucieszyłem się bardzo. Starałem się jak najszybciej zbliżyć oko do wizjera choć w sytuacji jakiej się znajdowałem – nie było to najprostsze zadanie. Na szczęście jakoś się udało i w rezultacie powstało kilka ciekawych ujęć ptaka, którego nigdy wcześniej nie miałem na zdjęciach. W ogóle trzeba powiedzieć, że ptaki nic sobie nie robiły z mojej obecności i spokojnie żerowały wokół mnie. A ja zapełniałem powoli kartę…

Brodziec śniady - Maksymilian Dobroczyński
Brodziec śniady – Maksymilian Dobroczyński

Czekałem już dwie godziny i powoli traciłem nadzieję, zwłaszcza, że słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. I wtedy poprzez trzciny zobaczyłem małego ptaka, który zręcznie się pośród nich przemieszczał. Domyśliłem się, że to kropiatka. Przywarłem do aparatu i zastygłem bez ruchu. Po kilku chwilach ptak powoli wynurzył się z trzcin. Pozostało tylko czekać na dogodny moment. Po kolejnej chwili kropiatka szybko ruszyła przed siebie i wybiegła niemal prosto na mnie. Zaczęła pospiesznie żerować…Wiedziałem, że do dyspozycji mam tylko kilka sekund. Aparat aż się grzał od strzałów migawki, kiedy dosłownie po kilkunastu sekundach mój „obiekt” znowu przepadł w trzcinach. Byłem roztrzęsiony. Ale wiedziałem, że to jest to! Że wreszcie się udało. Jak najszybciej wyszedłem spod siatki – było mi już bardzo zimno. Wrzuciłem przemoknięte rzeczy do worka i szybko opuściłem cuchnące bagno. Raźno ruszyłem w stronę znajdującego się nieopodal potoku, w którym się cały umyłem. Zaś widok min przechodniów był przy tym bezcenny. Ja jednak byłem niesamowicie szczęśliwy. Zawsze bowiem w takich razach dochodzi do mnie, że to jest dla mnie esencja życia i że w taki właśnie sposób najbardziej lubię spędzać swój czas.

Galeria Kropiatka – Maksymilian Dobroczyński

Maksymilian Dobroczyński
Maksymilian Dobroczyński

Nazywam się Maksymilian Dobroczyński. Urodziłem się w Krakowie i z pewnymi przerwami mieszkam w nim do tej pory. Fotografią przyrodniczą interesowałem się od najmłodszych lat, jednak „na poważnie” zająłem się tą wspaniałą dziedziną w 2016 roku. Na co dzień, oprócz fotografii przyrodniczej, zajmuję się pracą w gastronomii. W swojej fotografii poszukuję tego co ulotne, skupiam się na kompozycji i świetle. Jestem laureatem polskich jak i zagranicznych konkursów fotograficznych. W 2019 roku przeszedłem do drugiej rundy ogólnoświatowego konkursu „35 awards”. W 2020 roku moje zdjęcie „Maluszek z pierwotnej puszczy” zdobyło I miejsce w ogólnopolskim konkursie fotograficznym „Przyroda ojczysta”. W 2021 roku zdobyłem Grand Prix ogólnopolskiego konkursu „Perły polskiej przyrody”. W tym samym roku zająłem pierwsze miejsce w konkursie „Ptaki mojej okolicy”, a także zająłem III miejsce w ogólnopolskim konkursie „Sam na sam z naturą” zorganizowanym w ramach XIV Międzynarodowego festiwalu sztuk wizualnych inspirowanych naturą – „Sztuka natury”. Od 2019 roku zdjęcia mojego autorstwa zdobią nowopowstałe mieszkania na Cedrowej w Gdańsku. Moją specjalnością jest fotografia ptaków.
Od jestem 2020 roku stałym współpracownikiem firmy interfoto.eu, gdzie na łamach blogu robię testy terenowe sprzętu, ale też pokazuję fotografię przyrodniczą od kuchni oraz robię relację z różnych fotowypraw o charakterze przyrodniczym.

Artykuły: 32

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *