Canon 300 mm f/2.8 L EF IS II USM w ptasiej fotografii
Canon 300 mm f/2.8 L EF IS II USM
Ten następca wręcz kultowego Canona 300 mm f/2.8 L IS USM I – trafił w moje ręce na początku 2020 roku. Można powiedzieć, że cały sezon wiosna-lato upłynął mi pod znakiem pracy z tym fenomenalnym szkłem. Ten stosunkowo długi czas użytkowania pozwolił mi na sformułowanie kilku wniosków i refleksji, którymi chciałbym się teraz podzielić. Jak w przypadku prawie każdej mojej recenzji sprzętowej, również i ta będzie miała oparcie w prowadzonych przez mnie „testach terenowych”. Ze szczególnym uwzględnieniem „ptasiej” fotografii oczywiście.
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że w porównaniu do poprzednika, omawiany obiektyw został nieco odchudzony. Stabilizacja obrazu stała się wydajniejsza i samo szkło bardziej uszczelnione – a co za tym idzie, jeszcze bardziej odporne na niekorzystne warunki zewnętrze. To przecież rzecz niezwykle ważna dla fotografa przyrody – o czym nie można zapominać. Jednak to co najważniejsze nie zostało zmienione. Dalej mamy do czynienia z fenomenalną jakością obrazu, bardzo dużą plastyką generowanej fotografii, a także niesamowitymi rozmyciami popartymi intrygującym efektem „bokeh”.
Przejdźmy jednak do praktyczniejszych zastosowań i wniosków. Testując obiektyw używałem pełno klatkowego, rewelacyjnego 1 DX Mark II. I muszę przyznać, że efekt był w większości przypadków bardzo udany. Jednak ogniskowa 300 mm na pełnej klatce, to zdecydowanie za mało dla fotografa przyrody. Owszem, minimalna odległość ostrzenia wynosząca 2 metry, pozwala stworzyć ciekawy zestaw „makro”, dobrze sprawdzający się w fotografii owadów, płazów czy motyli. Pozwala też na interesujące szerokie ujęcia, choćby lecących ptaków. Jednak często stanowi dużą przeszkodę w wykonaniu satysfakcjonujących ujęć portretowych czy choćby tylko „atlasowych”. Ze względu na mnożnik ogniskowej, który w Canonie wynosi 1.6 x, jest to obiektyw siłą rzeczy poniekąd „skrojony” i dedykowany użytkownikom posiadającym aparaty małoformatowe. Otrzymujemy wtedy już na starcie 480 mm ogniskowej. Jednak, w ofercie Canona jesteśmy tak naprawdę zdani tylko na leciwego 7D mark II, który jednak nigdy mnie nie przekonywał. Jest szybki – to niezbity fakt, niby jakość jest zadowalająca, jednak zawsze byłem przeciwnikiem używania „małej klatki” w jakiejkolwiek dziedzinie fotografii. Zatem w tym konkretnym przypadku siłą rzeczy byłem zmuszony użytkować „trzysetkę” z konwerterami. I tu miła niespodzianka. Bo o ile z Tc1.4 byłem przekonany, że obiektyw będzie działał świetnie – co się zresztą potwierdziło – to już praca z tc2.0 zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. W zasadzie nie odczuwałem spadku jakości, zaś cały zestaw pracował z zadowalającą szybkością. Paradoksalnie, efekt bokeh jak i rozmycia tła stały się jeszcze lepsze, ze względu na dużo większe zbliżenie się do obiektu fotografowanego. Dodatkowo głębia ostrości zdecydowanie się zwiększyła, co doprowadziło do niemal 100% „trafialności” ujęć. I nie było przy tym efektu tzw. „niedomknięcia”, jakże charakterystycznego dla teleobiektywów o przysłonie f/2.8. Okazuje się zatem, że mając wpięty telekonwerter 2.0 uzyskujemy za stosunkowo przyzwoite pieniądze ogniskową 600 mm. Proszę spojrzeć na ceny stało ogniskowych „sześćsetek” a zrozumieją państwo o czym mówię.
Dysponując tak korzystną ogniskową i biorąc pod uwagę niewielką wagę obiektywu musimy przyznać, że jesteśmy w posiadaniu wymarzonego wręcz zestawu do podróży. A nieprzesadne rozmiary tego szkła gwarantują, że powinno bez problemu zmieścić się w bagażu podręcznym. Dobrze wiadomo, że transport samolotowy dużych teleobiektywów jest nie tylko mocno utrudniony z samej natury rzeczy, lecz jeszcze na domiar złego, przez różnej maści przepisy staje się nierzadko po prostu całkowicie niewykonalny. Biorąc naszą „trzysetkę” w trasę, będziemy mieli sprawdzony lekki sprzęt o niesłychanym spektrum ogniskowych. Jeśli ktoś zatem dużo podróżuje i uprawia fotografię przyrodniczą po różnych zakątkach globu, to ten obiektyw jest właśnie dla niego stworzony.
Nowoczesna stabilizacja działa wspaniale. Co w połączeniu z doskonałym wyważeniem powoduje, że możemy wykorzystywać obiektyw bez użycia statywu. Oczywiście, nie mam tu na myśli wielogodzinnych zasiadek, gdzie jego użycie jest wręcz obowiązkowe. Jednak podczas spacerów czy wszelakiej fotografii nastawionej na podchód, ten obiektyw sprawdzi się doskonale. Ze względu na małą wagę bez trudu możemy go nosić w plecaku nawet przez kilka godzin. A każdy kto posiada na składzie wielgachne super teleobiektywy, zna doskonale uporczywy ból pleców pojawiający się w efekcie noszenia takiego ciężaru już po znacznie krótszym czasie.
Jakość obrazka, podobnie jak i w przypadku poprzednika jest tu doskonała. Nie ma znaczenia czy fotografujemy pod ostre światło czy w mgle. Autofocus jest fantastycznie szybki i celny. Ta cecha była zresztą niemal od zawsze znakiem firmowym „trzysetek” japońskiej firmy. Odnoszę jednak wrażenie, że w tym najnowszym modelu konstruktorzy wspięli się na wyżyny swoich możliwości. Niejednokrotnie byłem wręcz zaszokowany faktem, jak sprawnie i prędko obiektyw znalazł ostrość – i to na bardzo ruchliwym obiekcie. Co więcej, w połączeniu z Tc2.0!
Nie wolno wreszcie zapomnieć o jeszcze jednym elemencie. A mianowicie o mitycznej „plastyce obrazka”. Pojęcia ciężkie do zdefiniowania, niemniej jednak omawiane szkło idealnie się w nie wpasowuje. Zdjęcia uzyskane z jego pomocą cechują się zazwyczaj niezwykle miękkim, plastycznym wręcz charakterem. Oczywiście, cały czas przy zachowanym wyrazistości detalu i ostrości. Jest to coś czego nie była w stanie zapewnić choćby pierwsza wersja kultowego już Canona 500 mm f/4 L IS USM.
Na koniec chciałbym wspomnieć o kosztach zakupu. To zdecydowanie najtańszy ze stałoogniskowych teleobiektywów Canona. Cena nowego egzemplarza oscyluje w granicach 25 tysięcy złotych. Jednak zadbane egzemplarze z rynku wtórnego, możemy kupić już za sumę poniżej 20 tysięcy. Jeśli zatem sporo podróżujemy, często fotografujemy z podchodu czy po prostu zależy nam na dobrym obiektywie za rozsądne pieniądze – to nie ma się co zastanawiać. Otrzymujemy bowiem niezwykle ostry, wytrzymały i lekki sprzęt, który prawie nigdy nas nie zawiedzie. Zaś jeśli jeszcze jesteśmy użytkownikami aparatów małoformatowych, to zyskamy naprawdę potężną ogniskową do fotografii przyrodniczej. Co tu więcej pisać. Obiektyw kompletny.