Nikon FG – taki mały, taki utalentowany, taki nielubiany

Istnieje pewne grono aparatów analogowych, które mimo – moim zdaniem – typowych dla klasy możliwości osiągają status kultowy i zawyżone ceny; ale na drugim biegunie jest grupa analogów o sporych talentach, które nie są kochane, bywają odrzucane i dlatego pozostają tanie. Do nich zdecydowanie zaliczyłbym model Nikon FG, będący rozwinięciem Nikona EM. Jest mały, lekki, ma spore możliwości i chociaż nie jest pozbawiony wad, zasługuje na zainteresowanie ze strony miłośników fotografii małoobrazkowej na materiałach srebrowych.

Cytując film Miś w reżyserii Stanisława Barei: „Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów!”. Dlatego postaram się wyważyć zalety i wady modelu Nikon FG, nie przesadzając ani z entuzjazmem ani z gderaniem. Ortodoksyjni wielbiciele analogowych Nikonów twierdzą, że FG to niewarta uwagi zabawka a prawdziwe Nikony to FM i FM2(N) a jak ktoś pożąda jakiekolwiek automatyki sterowania ekspozycja to tylko w FE, FE2 lub FM3a. Nie wspominam tu o zawodowych korpusach, bo wśród tych trudniej znaleźć egzemplarze w pełni sprawne, ceny są wyższe a zawodowy poziom wykonania korpusu nie jest tak naprawdę potrzebny osobom realizującym raz na jakiś czas projekt w zakresie fotografii analogowej. Tamte korpusy tworzono z myślą o profesjonalistach naświetlających rocznie tysiące rolek filmu w trudnych warunkach. I gdyby FG był oferowany pod inną marką, może wielbiciele analogów by nad nim piali, ale miał pecha narodzić się jako Nikon i musi znosić ostrą konkurencję ze strony innych modeli tej marki napędzaną snobizmem użytkowników.

Postaram się podsumować możliwości Nikona FG. Duże pokrętło umożliwia wybierania czasów otwarcia elektromechanicznej migawki metalowej Copal w zakresie od 1 sekundy do 1/1000 sekundy plus czasu dowolnie długiego B. W przypadku braku zasilania pozostaje nam na ratunek jeden czas odmierzany mechanicznie, 1/90 sekundy, wybierany poprzez ustawienie pokrętła czasów otwarcia migawki w pozycji “M90”. Poza ręcznym ustawianiem parametrów ekspozycji mamy do wyboru automatykę z pierwszeństwem wartości przysłony oraz programowaną. Wartości ISO można ustawiać w zakresie 25-3200, a na tym samym pokrętle znajdziemy korekcję ekspozycji w zakresie od -2 do +2 EV co pół stopnia. Jest mechaniczny samowyzwalacz, kieszonka na tylnej ściance do włożenia kartonika wyciętego z opakowania filmu, oraz dźwigienka włączania sygnału dźwiękowego ostrzegającego użytkownika, że wybrany czas otwarcia migawki może spowodować poruszenie zdjęcia. Brakuje przycisku pamięci pomiaru, natomiast jest guzik kompensacji światła tylnego, który prześwietla zdjęcie o 2 EV, na sytuacje gdy obiekt główny znajdzie się na bardzo jasnym tle. Gorąca stopka ma komplet styków do sterowania pomiarem błysku przez obiektyw.

Ogromnym plusem modelu FG jest dokładność pomiaru światła opartego o sprawdzony w bojach nikonowski wzorzec centralnie ważony, mający 40% uczulenia na światło skoncentrowane w centrum kadru. W połączeniu z automatycznym sterowaniem ekspozycją aparatu system bardzo rzadko daje niepoprawnie naświetlone zdjęcia i taka sytuacja zazwyczaj wynika z błędu użytkownika. Przy silnym świetle tylnym wspomniany wyżej guzik kompensacji zazwyczaj się sprawdza. Kolejna zaleta to wizjer. Co prawda kryje tylko 92% kadru, ale jest duży i ma jedną z najlepszych matówek do ręcznego ustawiania ostrości ze stajni Nikon, model K2. Świetny klin dalmierzowy, pierścień mikropryzmatyczny i soczewka Fresnela oraz duża jasność matówki sprawdzają się znakomicie nawet tam, gdzie jest mało światła zastanego. Do tego diodowe wskazania czasów otwarcia migawki i sprawdzania ekspozycji są zawsze dobrze widoczne. Nie znajdziemy tu niestety systemu bezpośredniego odczytu przysłony (ADR) z pierścienia obiektywu, który pojawiał tylko w wyższych modelach lustrzanek Nikona.

Aparat jest mały ale na szczęście ergonomia została właściwie rozwiązana, do czego przyczynia się również zdejmowany uchwyt. Dzięki niewielkiej wadze łatwo go nosić cały dzień na szyi lub ramieniu, szczególnie z maleńkimi obiektywami serii Nikon E. Duże pokrętło czasów otwarcia migawki wystające poza ściankę przednią aparatu sprawia, że operowanie czasami jest bardzo łatwe. Jednocześnie aparat nie ma żadnych niepotrzebnych funkcji czy elementów sterujących, które komplikowałyby jego obsługę. I jest to aparat dla osób o różnym stopniu wtajemniczenia w arkana ustawiania ekspozycji.  Osoba chcąca się zdać w pełni na automatykę może ustawić główne pokrętło w pozycji P, pierścień przysłon obiektywu w pozycji najmniejszego otworu przysłony, i pstrykać. Ktoś chcący mieć większą kontrolę nad głębią ostrości ustawi pokrętło w pozycji A a pierścień przysłon w wybranej przez siebie pozycji. Najodważniejsi mogą wybierać sami zarówno otwór przysłony jak i czas otarcia migawki.

Mimo, dobrego zestawu funkcji i ergonomii aparat można kupić w dobrej cenie. Po pierwsze, produkowano go masowo i na rynku krąży sporo egzemplarzy. Po drugie, nie stał się obiektem kultu. Ale żeby nie wyszło na to, że plusy przesłoniły mi minusy, niech mi będzie wolno wypunktować te drugie. Jeden z nich wynika bezpośrednio z zalet aparatu, czyli niewielkich gabarytów, które powodują, że z większymi i cięższymi obiektywami komfort użytkowania spada a na dodatek uderzenie lustra i migawki powoduje powstanie wibracji przenoszących się przez korpus, odbijając się negatywnie na ostrości zdjęć. Drugim poważnym minusem – wynikających z tego co obecnie nazywane jest unikaniem kanibalizacji sprzedaży, czyli tworzenia konkurencji dla innego produktu tego samego producenta – jest brak przycisku pamięci pomiaru. Zapewne chodziło o to, aby FG nie stanowił zagrożenia dla modelu FE2. Niezależnie od intencji firmy, jest to postępowanie godne potępienia i brak pamięci pomiaru z pewnością odrzuca od FG część potencjalnych nabywców. I na koniec nie sposób wspomnieć o tym, że jakość wykonania modelu FG nie dorównuje wyższym modelom Nikona z tamtych czasów. Spora ilość tworzyw sztucznych nie wzbudza takiego zaufania, jak w pełni metalowe korpusy w stylu choćby wyżej wspomnianego FE2.

I tu wracamy do punktu wyjścia, czyli złej sławy Nikona FG, która wynika nie z tego, że to jest zły aparat, lecz z tego właśnie że to Nikon. Gdyby to był Canon, albo Minolta, użytkownicy tamtych systemów pialiby nad nim. W końcu gdy przyjrzymy się uważnie, kultowy Canon AE-1 Program okaże się gorszym aparatem od FG. Ale podobnie jak EM, również FG był pogardzany przez użytkowników „prawdziwych” Nikonów, dużych, ciężkich, solidnych, metalowych, jako produkt „Nikonopodobny”, podobnie jak stworzona do EM i FG seria optyki Nikon E była przez nich uważana za plastikowe „badziewie” – nawet sama firma nie odważyła się umieścić na nich marki Nikkor.

 

Zatem konotacje jakie budziła marka Nikon okazały się zgubne dla (nie)sławy Nikona FG. W tamtych czasach Nikona uważano za markę tworzącą głównie bezkompromisowe aparaty dla zawodowców, podczas gdy Canona kojarzono jako producenta sprzętu dla amatorów lubiących nowinki techniczne. Zatem o ile Canon AE-1 Program idealnie się wpisywał w oczekiwania wobec marki Canon, Nikon FG nie dorastał do oczekiwań wobec systemu Nikona i dlatego musiał ponieść wizerunkową porażkę, której pokłosiem jest dzisiejszy brak miłości do tego modelu wśród osób polecających innym sprzęt do fotografii na materiałach srebrowych. W przeciwieństwie Canona Nikon nie potrafił w swoich działaniach marketingowych wyeksponować zalet modeli EM i FG tak, jakby się ich trochę wstydził. A przecież automatyka ekspozycji z pierwszeństwem wartości przysłony (FG) jest sensowniejsza od wybranej przy Canona automatyki ekspozycji z pierwszeństwem migawki

Ale ja staram się oddzielić problemy reputacyjne Nikona FG od jego rzeczywistej wartości. A ta, gdy porównamy aparat z konkurencją jest naprawdę niezła i czyni FG bardzo dobrym wyborem dla dzisiejszych wielbicieli analogowego obrazowania. Patrząc obiektywnie i całościowo na FG – jego gabaryty, ergonomię i możliwości – uważam, że w sumie jest lepszy od Canona AE-1 Program, Minolty X-700, Olympusa OM-10, czy Pentaksa ME. Również lista znanych problemów nie jest długa i w przeciwieństwie do wielu konkurentów FG nie cierpi na takie dolegliwości jak piszczące migawki, spalające się światłomierze, wybuchające kondensatory czy odłażące okleiny. Paleta kompatybilnych obiektywów jest ogromna. W swoich czasach niezasłużenie relegowany do roli „Nikonopodobnego” produktu dla ubogich, teraz w dobie renesansu fotografii analogowej FG ma drugą szansę na zaistnienie i zajęcie należnego mu miejsca.

Selfie_jarek_brzezinski

Jarosław Brzeziński

Jarosław Brzeziński, ur. 1962 r., fotograf, malarz i tłumacz z tytułem magistra filologii angielskiej.
Blog pod adresem: https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/
W roku 2005 opublikował książkę “Canon EOS System”.
W latach 1998- 2009 odpowiedzialny w UKIE za tłumaczenia wszystkich dokumentów związanych z akcesją oraz członkostwem Polski w UE.
W latach 1996- 2011 redaktor i autor setek artykułów na temat sprzętu fotograficznego i fotografii dla czołowych miesięczników branżowych.
W latach 1987-1998 pracował jako nauczyciel angielskiego.
W latach 1994-1996 pracował jako freelancing copywriter dla Ogilvy & Mather.
Od 12 lat jest głównym ekspertem ds. tłumaczeń w Centrum Europejskim Natolin.
Od 25 lat pracuje jako zawodowy fotograf ślubny, reklamowy, reklamowy, eventowy, przemysłowy, korporacyjny oraz portrecista, zarówno w studio jak i w terenie.
Od 30 lat pracuje jako tłumacz polsko-angielski oraz angielsko-polski dla czołowych firm i organizacji.

Jarosław Brzeziński
Jarosław Brzeziński

Jarosław Brzeziński, ur. 1962 r., fotograf, malarz i tłumacz z tytułem magistra filologii angielskiej.
Blog pod adresem: https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/
W roku 2005 opublikował książkę “Canon EOS System”.
W latach 1998- 2009 odpowiedzialny w UKIE za tłumaczenia wszystkich dokumentów związanych z akcesją oraz członkostwem Polski w UE.
W latach 1996- 2011 redaktor i autor setek artykułów na temat sprzętu fotograficznego i fotografii dla czołowych miesięczników branżowych.
W latach 1987-1998 pracował jako nauczyciel angielskiego.
W latach 1994-1996 pracował jako freelancing copywriter dla Ogilvy & Mather.
Od 12 lat jest głównym ekspertem ds. tłumaczeń w Centrum Europejskim Natolin.
Od 25 lat pracuje jako zawodowy fotograf ślubny, reklamowy, reklamowy, eventowy, przemysłowy, korporacyjny oraz portrecista, zarówno w studio jak i w terenie.
Od 30 lat pracuje jako tłumacz polsko-angielski oraz angielsko-polski dla czołowych firm i organizacji.

Artykuły: 2090

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *