Flagowa lustrzanka cyfrowa Olympus E-5 w 2025r; cierpliwych nagrodzi, niecierpliwych ukarze, błędów nie wybaczy

Olympus E-5 to nie kolejna błyskotka z TikToka. To nie zabawka dla influencerów w dresach i z filtrami na każdej focie. To pancerny bastion starej szkoły fotografii – ostatni samuraj z czasów, kiedy aparat nie podpowiadał, tylko sprawdzał, czy wiesz, co robisz. Flagowa lustrzanka, która dziś – w 2025 roku jest jak boks na gołe pięści w czasach VR-owych symulacji.

To jest aparat dla tych, co chcą się naprawdę nauczyć fotografii. Nie presetów. Nie obsługi suwaczków w Lightroomie/ACR. Fotografii – tej prawdziwej, wymagającej, czasem brutalnej. Olympus E-5 to nauczyciel starych zasad: światło, czas, przysłona, ISO, kompozycja i znajomość otoczenia w którym fotografujesz. Tu nie ma miejsca na lenistwo. Ten korpus cię nagrodzi, jeśli się wysilisz. Ale jeśli będziesz czekać, aż on zrobi coś za ciebie – to oberwiesz. Bez litości. Takie zdjęcie dostaniesz, na jakie zapracujesz. I nic ponad to.

Będzie bolało. Ale jak z każdej dobrej terapii wstrząsowej – wyjdziesz z tego silniejszy. Zrozumiesz, czym jest fotografia. I zobaczysz to na zdjęciach. Bo Olympus E-5 mówi prawdę. A prawda nie zawsze jest ładna.

Cierpliwych nagrodzi…
Olympus E-5 spojrzał na mnie jak nauczyciel starej daty. Żadnych uśmiechów, żadnych podpowiedzi. Po prostu: „pokaż, co umiesz zioom”. Zacienione miejsca? Słabe światło? Myślisz, że się nad tobą zlituje? A guzik. Ustawiałem wszystko jak trzeba – zgodnie z książką, zgodnie z logiką — i co? I nic. Kadr martwy, światło leży. Ale to nie on zawiódł. To ja zostałem przepytany. Z wiedzy. Z refleksu. Z fotograficznego sprytu.

Ten aparat mnie nie oszczędzał. Patrzył, czy jestem typem, który umie się odnaleźć, czy potrafię wyjść poza schemat, myśleć samodzielnie. Olympus E-5 nie nagradza za grzeczne „programowe” zdjęcia i książkowe ustawienia. On chce zobaczyć, czy masz w sobie coś z MacGyvera – tego, co z gumki recepturki, światła z latarni i dwóch EV w minusie zrobi zdjęcie, które niesie klimat. Jeśli nie masz w sobie tej kombinatorskiej iskry – nie licz, że ci pomoże. Zrobi z ciebie kursanta z pierwszego semestru. Brutalnie, ale uczciwie.

Niecierpliwych ukarze…
Jeśli zamierzasz pracować na Olympusie E-5 na trybach automatycznych albo półautomatycznych – to jesteś w złym towarzystwie. Ten aparat nie został stworzony do tego, żeby ci pomagać. On został stworzony po to, żeby cię egzaminować bez litości. To profesjonalna puszka, która oczekuje pełnej kontroli, konkretnego podejścia i świadomości, co robisz z każdym pokrętłem i guziczkiem.
Zostawiasz decyzje aparatowi? Spoko, tylko nie płacz później nad wypranym z kontrastu kadrem i ISO wywalonym w kosmos. Olympus E-5 nie prowadzi za rękę. On ci ją podaje – ale tylko wtedy, kiedy wiesz, jak ją uścisnąć.
Chcesz półautomatów? Pragniesz fotografować w trybie Av, Tv i z automatycznym ustawianiem ISO? To serio dopłać i kup sobie Sony. On ci wybaczy fotograficzne wygodnictwo. Olympus nie. I zrobi to zimno, bez słowa.

Błędów nie wybaczy…
Na zdjęciach nie raz byłem pewien, że wszystko gra. Ustawienia idealne, histogram w normie, ekspozycja jak z podręcznika. A potem wracam, zgrywam materiał i… zonk. Źle. Dlaczego? Bo w głowie siedziały mi nawyki z nowszych aparatów, tych, które wypluwają poprawne zdjęcia, nawet jak ISO poleci w kosmos. Gdzie można być niedbałym, a i tak wyjdzie. Olympusie E-5 nie działa w ten sposób. Tu każdy błąd – dostajesz z powrotem jak kopniak.

Dodatkowym wyzwaniem był obiektyw Olympus Zuiko Digital ED 150 mm F2. Praca z nim, zwłaszcza na maksymalnym otwarciu przysłony, wymaga precyzji i cierpliwości. Głębia ostrości jest bardzo płytka, a każde minimalne przesunięcie skutkuje nietrafionym ujęciem.

Mimo tych trudności, efekty potrafią być znakomite. Kolory – szczególnie teraz wiosną – są wiernie odwzorowane, nasycone i naturalne. Co istotne, zdjęcia nie wymagały żadnej obróbki – suwaki pozostały nietknięte. Tego typu rezultat daje dużą satysfakcję, ponieważ wiadomo, że obraz końcowy jest wynikiem świadomego ustawienia aparatu, a nie pracy w programie graficznym.
Jak ustawiłem aparat Olympus E-5 do zdjęć?
Ten aparat miałem w łapach pierwszy raz od bardzo długiego czasu. I nagle – łup. Powrót do rzeczywistości. Trzeba było sobie przypomnieć sporo rzeczy, przestawić mentalnie wajchę: koniec laby, koniec taryfy ulgowej. Ten sprzęt nie głaszcze po głowie. On cię sprawdza. Z miejsca. Co wiesz, czego się naprawdę nauczyłeś – i czy to było coś warte.

- fotografowałem w ORF (czyli w RAW);
- suwaki podczas konwersji zdjęcia z ORF na JPG w ACR na 0;
- zdjęcia finalnie zmniejszone do 2000px dla dłuższego boku, zdjęcia niewyostrzane (Bicubic Smoother);
- przestrzeń kolorystyczna Adobe RGB;
- całkowity tryb manualny i choć miałem zacny obiektyw z AF, używałem trybu AF-S (Manual), czyli z możliwością ręcznej korekty;
- czas, przysłona, ISO, balans bieli – całkowicie manualne;
- wyłączone wszelkie tryby odszumiania ISO, czy innych polepszaczy obrazu, których za wiele nie było;
- stabilizacja wyłączona.

Specyfikacja techniczna Olympus E-5:
- Lustrzanka cyfrowa.
- Matryca: 12,3 MP Live MOS, format 4/3.
- Procesor obrazu: TruePic V+.
- System AF: 11-punktowy krzyżowy autofokus.
- Migawka: elektroniczna, zakres 1/8000s do 60s + Bulb.
- ISO: 100–6400 (rozszerzalne).
- Ekran LCD: 3.0″ odchylany, 920 000 punktów, Live View.
- Wizjer: optyczny, pokrycie 100%, powiększenie 1.15x.
- Stabilizacja obrazu: 5-osiowa, w korpusie.
- Obudowa: magnezowa, uszczelniona (odporna na kurz, mróz, zachlapania).
- Nośniki danych: karty CompactFlash (UDMA) + SD/SDHC/SDXC.

Specyfikacja Olympus Zuiko Digital ED 150 mm F2
Do pary z Olkiem wybrałem sobie Olympus Zuiko Digital ED 150 mm F2 To rzeźnik jakich mało – stara, dobra szkoła Zuiko, kiedy jeszcze robili szkła z duszą, a nie pod marketingowe checklisty. Ostrość jak brzytwa już od pełnej dziury, a plastyką potrafi zabić. Ultra ostry od F4.
- Ogniskowa: 150mm (ekwiwalent 300mm w formacie 35mm)
- Maksymalna przysłona: F2.0
- Minimalna przysłona: F22
- Konstrukcja optyczna: 11 elementów w 9 grupach (w tym 1 ED i 1 Super ED)
- Minimalna odległość ostrzenia: 1,4m
- Powiększenie: 0,13x (ekwiwalent 0,26x dla 35mm)
- Autofokus: wewnętrzne ogniskowanie z silnikiem SWD (Supersonic Wave Drive)
- Średnica filtra: 82mm
- Waga: ok. 1470g (bez statywowego mocowania)
- Obudowa: magnezowa, uszczelniona, zgodna z normami odporności na warunki pogodowe
Ten obiektyw to czołg z chirurgiczną precyzją – a przy F2.0 to już się dzieją cuda.

Galeria zdjęć












Szklarnia Olympusa 4/3 bardzo imponuje
Obiektyw Olympus Zuiko Digital ED 150 mm F2 zadebiutował w 2004 roku i do dziś pozostaje przykładem optyki klasy high-end z czasów, kiedy szkło projektowano bez kompromisów. Dziś takich obiektywów się po prostu nie produkuje. Tamta „szklarnia” imponowała parametrami – była ciężka, solidna, zbudowana jak czołg i stworzona z myślą o najwyższej jakości obrazu. Ogniskowe były unikalne, często wręcz egzotyczne – to nie był sprzęt, który się powielał z katalogu na katalog.
Co ciekawe, mimo upływu lat, wiele z tych flagowych obiektywów nadal można znaleźć w bardzo dobrym stanie – a jeszcze lepiej, można ich dziś używać. Dzięki specjalnym adapterom z przeniesieniem napędu AF, szkła z systemu Cztery Trzecie współpracują z nowszymi korpusami Micro 4/3. I to właśnie jest jeden z tych momentów, gdy przeszłość spotyka się z teraźniejszością z pełnym szacunkiem do jakości.

W naszej ofercie szklarni Olympusa znajdziesz legendy systemu 4/3 – obiektywy, które nadal potrafią wywołać opad szczęki. Kiedyś praktycznie niedostępne, bądź w zaporowych cenach. Dziś wciąż w fenomenalnym stanie, aż się prosi, aby się z nimi pobawić.
Oto kilka z nich:
- Olympus Zuiko Digital ED 150mm F2.0
- Olympus Zuiko Digital ED 35-100mm F2.0
- Olympus Zuiko Digital ED 14-35mm F2.0 SWD
- Olympus Zuiko Digital ED 7-14mm F4.0
- Olympus Zuiko Digital ED 12-60mm F2.8-4.0 SWD
- Olympus Zuiko Digital ED 50-200mm F2.8-3.5 SWD
- Olympus Zuiko Digital ED 8mm F3.5 Fisheye
A więcej znajdziesz w sklepie InterFoto.eu w dziale Obiektywy Olympus 4/3.
Olympus E-5 to aparat, do którego wróciłem z sentymentu – ale szybko sprowadził mnie na ziemię. Sensor wciąż daje soczyste, pięknie nasycone kolory i świetnie radzi sobie z detalem, ale nie robi tego za darmo. Chcesz kolorków? Chcesz tej bajki? Musisz się postarać. I… spodobało mi się to.
Jest w tym coś fajnego – że nie wszystko dostajesz od razu. Że musisz z tym sprzętem pogadać, dogadać się, popełnić parę błędów, zanim odpali ten efekt „wow”. Dużo frajdy mi to dało. I chyba właśnie o to chodzi w fotografii – żeby się nią bawić, odkrywać, próbować. Czasem nieidealnie. Ale za to prawdziwie.
Omawiany sprzęt znajdziesz w InterFoto.eu: