Dlaczego wciąż robimy zdjęcia? Fotografia w czasach nadmiaru

Każdego dnia powstają miliardy zdjęć. Zapisujemy wszystko: poranną kawę, drogę do pracy, zachód słońca, który wyglądał „jak zawsze”, ale jednak inny. A mimo to – wciąż robimy kolejne fotografie. Pytanie brzmi: dlaczego? Skoro świat został już sfotografowany, a nasze dyski i chmury pękają w szwach, po co dokładamy następne kadry?
Odpowiedź nie leży w technologii. Leży w potrzebie.

Fotografia od dawna przestała być rzadkim rzemiosłem. Aparat mamy zawsze przy sobie, a jakość przestała być problemem. Paradoksalnie właśnie dlatego coraz częściej wracamy do fotografii jako czynności, nie efektu. Do momentu naciśnięcia spustu, a nie do tego, co stanie się z plikiem później.

Robienie zdjęć to dziś często jedyny moment, w którym naprawdę się zatrzymujemy. Kadrujemy nie tylko obraz, ale też chwilę. Decydujemy, co zostaje w środku, a co wypada poza ramę. To akt wyboru w świecie, który zwykle nie daje nam na to czasu.
Nie robimy zdjęć dlatego, że wszystko jest warte zapamiętania. Robimy je właśnie dlatego, że nie wszystko da się zapamiętać.

Fotografia jest protezą pamięci – i nigdy się z tym nie kryła. Ale dobra fotografia nie polega na tym, że „przypomina”. Ona pozwala wrócić. Do światła, które wtedy było inne. Do gestu, który umknął. Do emocji, której w tamtym momencie nie nazwaliśmy.
Dlatego wiele najważniejszych zdjęć nigdy nie trafia do internetu. Są zbyt osobiste, zbyt ciche, zbyt „nie na pokaz”. To fotografie robione dla siebie – często technicznie niedoskonałe, poruszone, niedoświetlone. Ale to one wracają po latach z największą siłą.

W czasach algorytmów łatwo pomylić fotografowanie z produkowaniem obrazów. Zrobić zdjęcie „pod publikację”, „pod reakcję”, „pod format”. Tymczasem fotografia zaczyna się tam, gdzie kończy się potrzeba natychmiastowej aprobaty. Gdy zdjęcie nie musi być szybkie ani skuteczne. Wystarczy, że jest prawdziwe.

Nie ma znaczenia, czy fotografujemy analogowo, czy cyfrowo. Film uczy cierpliwości, cyfrowe matryce dają swobodę – ale sens pozostaje ten sam. Aparat to tylko narzędzie do bycia bardziej uważnym. Do tego, żeby spojrzeć drugi raz. Dłużej. Lepiej.
Być może dlatego tak wielu fotografów wraca dziś do starszego sprzętu. Nie z nostalgii, ale z potrzeby spowolnienia. Aparaty, które nie wybaczają wszystkiego. Obiektywy, które mają charakter, a nie perfekcję. Narzędzia, które wymagają decyzji, a nie tylko reakcji.

Bo fotografia nie musi być idealna. Musi być czyjaś.
W Wigilię, gdy świat na chwilę zwalnia, warto o tym pamiętać. Zdjęcia nie są po to, by je zbierać. Są po to, by coś ocalić – nawet jeśli tylko dla siebie. Jedną chwilę. Jeden gest. Jedno spojrzenie.
I może właśnie dlatego wciąż robimy zdjęcia. Nie dlatego, że możemy. Ale dlatego, że bez nich coś by nam umknęło.









