Leica CL i Voigtländer 40 mm F1.4 Nokton – quo vadis, Leica?

Ten wpis, ale przede wszystkim ten aparat jest o tym czego mi w Leice brakuje, bo w końcu niemiecka marka to nie tabelki, a emocje podczas fotografowania i firma z tradycją wyprzedzającą swego czasu technologicznie inne marki. Analogowa Leica CL z Noktonem 40mm F1.4 – przypomniały mi, że fotografia może być pięknym dialogiem z miastem, pewnym impulsem, który nastraja do wzięcia sprzętu w dłonie, wyjścia z domu i spaceru, by łapać kadry codziennego życia. Zakładasz film, zamykasz klapkę i czujesz, że to jest właśnie ten klimat. Chwilę potem następuje cichy klik… i mamy obrazek, który pachnie kawą o poranku, pyłem unoszącym się wokół Alei Jerozolimskich i słońcem zaglądającym w obiektyw pięknym rozbłyskiem godnym głównego bohatera „Perfect Days” i japońskiego komorebi.

Komorebi – światło przenikające przez liście drzewa / efekt światła pomiędzy koronami drzew
Powstanie CL – mała rewolucja, która szybko się skończyła
Ktoś swego czasu bardzo dobrze pomyślał w niemieckiej firmie „A może by tak prościej, lżej i bliżej człowieka?”. Firma wzięła zatem gotowe mocowanie Leica M i otoczyła je całą potrzebną technologią, by jak najłatwiej uprościć proces fotografowania, a jednocześnie pozostawić wszelkie kluczowe decyzje użytkownikowi, a jednocześnie sprawić, by cały sprzęt pozostał kompaktowy. Tym samym firma zaprosiła nas na spacerek i jest mi wybitnie smutno, że ten wątek romantyczny nie został rozwinięty w piękny wieloletni romans i linię aparatów wybitnie malutkich, a zamiast tego postanowiono wybudować pomnik twardszy, niż ze spiżu na bazie linii M. A CL? Dziś jest dla mnie jak notatka na marginesie, która pięknie oddaje sedno idei fotografii, którą dziś proklamuje Wetzlar, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Budowa i ergonomia: aparat, który znika w dłoni
W CL jest coś bezczelnie ludzkiego i to chyba jest ta chamska prostota, którą tak lubię. Wszystko co najpotrzebniejsze mamy pod palcem, ładowanie filmu bez dziwnych czary mary. Przestajemy myśleć o sprzęcie i nagle patrzysz szerzej, czujesz więcej i otrzymujemy piękną transparentność tożsamą z tym jak widzimy naszymi oczami. Samochód oklejony czarną folią przestaje być „obiektem”, a jawi się jako opowieścią o porzuconych planach. Z kolei kotek na parapecie staje się cichym bohaterem opowieści o danej przestrzeni.
Niestety Leica CL nie jest idealna. Zresztą jak wszystkie inne kropeczki. CL to nie jest chirurgiczny dalmierz do nocnych operacji na F1.4 z minimalnej odległości ostrzenia, a raczej narzędzie do patrzenia bardziej reportersko-dokumentacyjnie i czarowania na F4.

40 mm, czyli wokół czego to się kręci
Nokton 40mm F1.4 to nie jest „poprawny” obiektyw. To obiektyw, zresztą jak i każdy Vojtek pokazać swój pazurek. Na pełnej dziurze daje miękki połysk, jakby ktoś polał światło miodem i to jest fajne. Zaś bokeh jest żywy, dziki, czasem zadziorny i naprawdę ma swój styl. Na Ultramaxie 400 gra to całkiem przyjemnie i oddaje piękne barwy: zieleń, która pamięta lato, czerwienie, które nie krzyczą i bardzo przyjemne oddanie kolorytu skóry. Zaś sama ogniskowa 40 mm? Idealny kompromis między intymnością 50 a oddechem 35. Kiedy stoisz przy stoliku z kawą, masz w kadrze zarówno filiżankę, jak i oddech ulicy z lampkami w tle.

Doświadczenie z ulicy? Fantastyczne!
Leica CL to lekkość. Zatrzymujesz się przy zarysowanym kombi na parkingu – klik. Przechodzisz obok kamienicy, gdzie ktoś zamienił anteny w twarze mieszkańców – klik. Widzisz, jak słońce przecieka przez liście i widzisz oczami wyobraźni co tam się zadziej pięknego – klik. Najpiękniejsze jest to, że aparat po prostu robi swoje i milknie, zapominasz o nim kompletnie po czym wracasz do kadrów, które potrafią pięknie mówić.

A co z konkurencją?
Nie ma sensu robić licytacji na milimetry, wymiary i takie tam. Jeśli chcesz ortodoksyjnego, pancernego sprzętu nie patrz w tę stronę i bierz M-kę (oczywiście, jeśli Twój portfel na to pozwala). Jeśli marzysz o automatyce to jest również Minolta CLE czy nowoczesne Bessa Voigtländera. Jednak w kategorii „mała puszka + wielka dusza” CL jest jednym z najwdzięczniejszych wejść do świata M, a całkiem tani i charakterny Nokton 40mm F1.4 również dopełnia ten set.

Dlaczego CL nie doczekała się swojej sagi?
Sukces sprzedaży Leica CL, który przyćmił nieco M5’kę mógł się z pewnością do tego przyczynić. Może to właśnie fakt, że CL za dobrze się sprzedawała, była zbyt tania i może zbyt filigranowa, a z czasem kapryśna i awaryjna? Może zbyt demokratyzowała doświadczenie, które miało być ekskluzywnym namaszczeniem fotograficznym. Pewnie we wszystkim jest ziarnko prawdy. Efekt jest taki, że zostaliśmy z pięknym klasycznym analogiem.

Dla kogo to jest?
Leica CL to aparat dla kogoś, kto chce małego sprzętu z optyką bez kompromisów do codziennych spacerów, zagranicznych wyjazdów, małych projektów i emocji przy fotografowaniu. Miłośnicy ogniskowej 40 mm również będą zachwyceni, bo właśnie ta ogniskowa jest niejako faworyzowana przez okienko dalmierza na zmianę z 50mm. Leica CL to codzienny towarzysz życia dla kogoś kto chce z niego wyłuskiwać momenty, zarówno te wybitnie ważne jak i te bardziej trywialne.
Galeria zdjęć przykładowych 2000px z aparatu Leica CL i obiektywu Voigtlander 40mm F1.4 Nokton Classic
Pliki 1:1 z aparatu Leica CL i obiektywu Voigtlander 40mm F1.4 Nokton Classic zeskanowane w Relax FotoLab w maksymalnej dostępnej rozdzielczości skanera Noritsu
Podsumowanie
Leica CL to aparat, który mówi „chodźmy na spacer”. Z Noktonem 40mm F1.4 tworzy duet charakterny i na tyle kompaktowy, że nie przeszkadza nam on w niczym. Film Kodak Ultramax 400 gwarantuje świetny kolor i wyjątkową uniwersalność w zakresie naświetlania. Niemniej jakby nie było to Leica CL dała mi odpowiedź na to co dzisiaj chciałbym zobaczyć od marki i co mogłoby okazać się totalnym strzałem w dziesiątkę, ale mam jakieś uczucie, że z jakichś względów może to być niemożliwe i nigdy nie .
Marzenia podobno się spełniają, więc poproszę pełno-klatkową matrycę z M11 albo M11 Mono w tym malutkim body, mocowanie Leica M, brak ekranu, okienko dalmierza i manualne pokrętło czasów naświetlania i dedykowany przycisk do zmiany ISO. Czy to aż tak wiele? Pewnie tak, ale warto marzyć i artykułować marzenia.