Nikon 35 Ti — luksusowy point and shoot jak zegarek, czyli design, który klika.

Na pierwszy rzut oka — jakby ktoś zamknął luksusowy zegarek w obudowie aparatu. Zegary na górze Nikona 35 Ti nie tylko przyciągają wzrok, ale też skutecznie przypominają, że mamy do czynienia z czymś więcej niż zwykłym kompaktem. W świecie analogowego point and shoot to jeden z tych modeli, który już samym wyglądem potrafi sprzedać zdjęcie. Można by pomyśleć, że to tylko designerska zabawka z lat 90, ale ten maluch potrafi zaskoczyć. Zwłaszcza kiedy zaczyna robić to, do czego został stworzony.

Trochę cyferek i konkretów:
Nikon 35 Ti to kompaktowy aparat analogowy z autofokusem, który wszedł na rynek w 1993 roku jako luksusowy model celujący w podobną półkę co Leica Minilux czy Contax T2. W środku siedzi 35-milimetrowy obiektyw Nikkor 35mm f/2.8 z 6 soczewkami w 4 grupach. To szkło naprawdę robi robotę. Ostry, kontrastowy obrazek, ładny bokeh i do tego spora szczegółowość już od pełnej dziury.
Aparat mierzy ekspozycję za pomocą matrycowego pomiaru 3D, co było w tamtym czasie całkiem wypasione. Do tego wszystkiego dochodzi stylowa obudowa z tytanu, która leży w dłoni jak wypolerowany kamień z Kioto — zimna, ale bardzo satysfakcjonująca.

Czas na zegary – po co one w ogóle?
To właśnie one robią tu show. Trzy okrągłe, analogowe wskaźniki na górnej płycie aparatu, zatopione w metalowej obudowie jak tarcze drogich czasomierzy. Nie są tylko ozdobą – każdy z nich pełni konkretną funkcję i robi to z klasą. Jak zobaczysz te wskaźniki w ruchu – wiesz, że Nikon robił to z miłością do detalu. Każdy ruch pokrętła ma swoją wagę, klik jest satysfakcjonujący, a całość wygląda jakby żywcem wyjęta z jakiegoś klasyka motoryzacji. Właśnie dlatego Nikon 35Ti wyróżnia się z tłumu, bo nawet jeśli nie zrobisz nim żadnego zdjęcia, to i tak będziesz go nosić, żeby co jakiś czas zerknąć na te zegary.

Punktuj i strzelaj – czyli point & shoot z klasą:
To aparat z założenia prosty. Wyciągasz, kadrujesz, strzelasz. Autofokus robi robotę zaskakująco sprawnie, ekspozycja zazwyczaj trafia celnie. Sam proces fotografowania ma w sobie coś uzależniającego. To idealny sprzęt do ulicznej fotografii, podróży albo po prostu dokumentowania codzienności. Ale! I to „ale” trzeba zaznaczyć. Nikon 35 Ti, jak każdy rasowy analogowy kompakt z autofokusem, czasem potrafi się pogubić. Szczególnie w trudniejszym świetle albo przy bardziej kontrastowych scenach.

Fun factor: wysoki poziom uzależnienia
To aparat, który naprawdę sprawia frajdę. Bo jest szybki, poręczny i daje bardzo dobre rezultaty. Ale też dlatego, że trzymanie go w ręku po prostu cieszy. Te zegary na górze, które pokazują wszystkie parametry — to coś, czego nie znajdziesz nigdzie indziej. Serio, zrobienie zdjęcia tym sprzętem daje ogrom satysfakcji.

Minusik? Cena i delikatność.
Nikon 35 Ti to dziś sprzęt kolekcjonerski. Ceny na rynku wtórnym idą w górę, a dostępność zadbanych egzemplarzy jest coraz mniejsza. Poza tym — jak na delikatny sprzęt z elektroniką sprzed 30 lat — warto być ostrożnym. Autofokus, wysuwany obiektyw, silniczki — wszystko to może się w końcu zmęczyć.
Galeria zdjęć przykładowych 2000px z Nikon 35 Ti
Dla kogo?
Dla każdego, kto chce doświadczyć fotografii w wersji analogowej bez babrania się w pełnym manualu. Dla tych, którzy kochają detale i docenią japońską inżynierię z lat 90. I wreszcie — dla wszystkich, którzy szukają sprzętu, który po prostu sprawia radość. Nikon 35 Ti to kompakt nie tylko do zdjęć, ale też do przyjemności z samego bycia z aparatem.
Nikon 35 Ti to nie tylko point and shoot. To trochę aparat, trochę biżuteria, trochę kawałek historii, który wciąż potrafi więcej niż niejeden nowoczesny aparat cyfrowy. Jeśli masz okazję go kupić, przetestować albo choćby potrzymać w ręku — zrób to. Bo niektóre rzeczy po prostu warto poczuć analogowo.