Czy sprzęt ma jeszcze znaczenie w fotografii?

To pytanie powraca jak bumerang w dyskusjach o fotografii i sporach między „śrubkologami”, czyli osobami skupiającymi się na parametrach aparatów i obiektywów, a „artystami”, czyli osobami które mają sprzęt i wiedzę o nim za nic, a kreację stawiają ponad wszystko. Odstępy między powrotami tego bumerangu są coraz krótsze wraz z tym, jak narzędzia do chwytania cieni stają się coraz bardziej wyrafinowane, a możliwość robienia coraz lepszych zdjęć ląduje w urządzeniach nie mających wiele wspólnego z klasycznymi aparatami fotograficznymi. Walka się zaostrza a stanowiska polaryzują. Dla mnie jednak to pytanie to zaledwie wierzchołek góry lodowej i jego pojawienie się jest dla mnie bodźcem do zadania kolejnego, o to czy fotografia ma jeszcze znaczenie, jakie jej kiedyś przypisywaliśmy.

Otóż moim zdaniem fotografia przestaje być dziedziną sztuki a staje się stylem życia Robienie zdjęć nie wymaga zabrania ciężkiej torby z korpusem i palety obiektywów i można je pstrykać właściwie w każdej chwili skoro prawie każdy ma przy sobie rejestrator obrazu zamknięty w telefonie. Ludzie fotografują i natychmiast udostępniają zdjęcia tak samo naturalnie, jak rozmawiają przez smartfon, wysyłają SMSy i MMSy, czy oglądają strony www. Oczywiście jeśli uznamy za naturalne zachowanie nieustanną koncentrację na plastikowej płytce z ekranem. No cóż: signum temporis. Żyjemy trochę tu, w realu, a trochę tam, w wirtualnym realu, czyli takim, który jest prawie jak rzeczywistość, ale niezupełnie jak ona. Granica się w pewnej chwili zaciera; fotografując smartfonem, natychmiast widząc zdjęcia i udostępniając je balansujemy między rzeczywistością a jej przedstawieniem.

Nowe rozwiązania starych problemów przynoszą zupełnie nowe możliwości. Spójrzmy na dwa przykłady: selfies oraz drony. Samowyzwalacze były umieszczane w większości aparatów fotograficznych i między innymi miały służyć do robienia autoportretów, ale smartfon z kamerą przednią wnosi zupełnie nową jakość do autoportretów i nie wymaga już opóźnienia wynikającego z pracy samowyzwalacza, które pozwalało fotografowi dobiec do odpowiedniego miejsca przed aparatem. Trudno precyzyjnie wybrać kadr trzymając w ręku analogową lustrzankę skierowaną na siebie. Możliwość robienia sobie zdjęć smartfonami dało początek nowej, skrajnie narcystycznej i egocentrycznej, formie rejestrowania doświadczeń i przeżyć: selfies, czy umieszczania siebie w centrum każdego wydarzenia. Wielcy malarze przeszłości czasem uznawali swoje oblicze za godne uwiecznienia. My uważamy, że zasługujemy na to, by być nieustanie pępkiem świata i fotografujemy się stojąc pośrodku kadru ze sławnymi ludźmi, arcydziełami architektury czy cudami natury. Tym samym inni ludzie, rzeczy i miejsc stają się tylko naszą otoczką, czymś co przez chwilę nam towarzyszy, ale to nasze życie jest motywem przewodnim narracji. Fotografia staje się jedynie narzędziem naszej autokreacji.

Nigdy przedtem fotografia nie była tak bardzo częścią życia. Kiedyś zdjęcia z naszych przygód i wypraw pokazywaliśmy często dopiero miesiące po ich zrobieniu, jako album z odbitkami, pokaz slajdów czy wystawę. Jeśli zdjęcia były dobre, pozwalały oglądającym poczuć się jakby byli w tamtych miejscach, natomiast ich związek z życiem autora zdjęć był nieuchwytny lub ledwie dostrzegalny. Teraz zdjęcia pokazujemy natychmiast poprzez media społecznościowe i tym samym są ewidentnie elementem naszego życia, naszych doświadczeń i przeżyć. Nie chodzi o ty, aby oglądający poczuł się jakby był tam z nami, ale aby nam zazdrościł, że to my tam jesteśmy, podziwiał, że to nasze wspaniałe życie i że to my zrobiliśmy zdjęcia. Zresztą jakość zdjęć liczy się mniej niż „doświadczenie”. Często widzę na FB zdjęcia ze wspaniałych miejsc, które same są mało wspaniałe, ale to nie ma znaczenia – zbierają nie mniej „polubień’ niż zdjęcia rewelacyjne, bo nie jest to konkurs fotograficzny ale konkurs egocentryczny i narcystyczny.

Weźmy taki przykład: mecz na Stadionie Narodowym. Zawodowiec sprzedający zdjęcia do papierowych czy internetowych serwisów sportowych musi mieć lustrzankę lub bezlusterkowca z dobrym autofokusem i teleobiektyw, aby zrobić zdjęcie nadające się do publikacji, które mimo technicznej perfekcji nie „dochrapie się” polubień. „Fejsbukowicz” mający dużo „followersów” może zamieścić przeciętne zdjęcie ze smartfona na swoim profilu i zdobędzie mnóstwo polubień i komentarzy w stylu straszliwego a modnego „Brawo Ty”. Podziwiamy jego życie, a nie zdjęcie, które zrobił. A najważniejsze, że nie musi mieć żadnej wiedzy o technice fotografowania, o czułości ISO, czasie otwarcia migawki czy otworze przysłony, aby zrobić zdjęcie, które wygląda dobrze na ekranach urządzeń mobilnych widzów podążających śladami jego życia.

Fotografia z powietrza tez zyskała nowy wymiar. Kiedyś robiono takie zdjęcia z helikopterów, a to wymagało ogromnych nakładów na wynajem odpowiedniej maszyny z załogą oraz świetnego sprzętu, odwagi, umiejętności, wiedzy i talentu po stronie fotografa. Drgania śmigłowca przenosiły się na fotografującego, który ponadto miał ograniczoną widoczność i możliwość kadrowania. Teraz fotografa zastąpił operator drona. Każdy kto opanuje tę sztukę może uzyskać wspaniałe ujęcia powietrzne; dron może przemieszczać się znacznie wolniej, zawisać w dowolnej chwili i miejscu i latać niżej od helikopterów. Nic w tym złego i dobre drony z dobrymi kamerami są w stanie zdziałać cuda. Ale nazwanie operatora drona fotografem to pewne nadużycie, bo wobec tego musielibyśmy uznać, że w armii Stanów Zjedoczonych, która masowo używa dronów do rozpoznania, znajdują się rzesze zawodowych fotografów.

Zamiast odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule, odleciałem w kolejne pytania i dywagacje, ale to świadczy o tym, że żyjemy w okresie przejściowym a rola fotografii i jej znacznie ulega redefinicji kształtuje się od nowa. Fotografia zmienia się w styl życia a w zdjęciach znacznie bardziej chodzi o fotografującego niż o to, co fotografuje. Banalnie mogę odpowiedzieć na pytanie tytułowe tak: do codziennego użytku, rejestracji tego, co nam się przydarza, poręczność smartfona jest nie do przecenienia. Do konkretnych, coraz mniej licznych,  specjalistycznych zastosowań potrzebny jest nadal sprzęt specjalistyczny. Obszar fotografii, jaką znaliśmy 20-30 lat temu zmniejsza się wraz z tym, jak liczba osób mogących zrobić technicznie poprawne zdjęcia się powiększa. W niedalekiej przyszłości każdy będzie mógł być fotografem, ale wtedy nazwę fotograf powinniśmy zastrzec dla wąskiej grupy osób potrafiących posługiwać się specjalistycznym sprzętem a resztę nazwać operatorami rejestratora obrazu.

Selfie_jarek_brzezinski

Jarosław Brzeziński

Jarosław Brzeziński, ur. 1962 r., fotograf, malarz i tłumacz z tytułem magistra filologii angielskiej.
Blog pod adresem: https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/
W roku 2005 opublikował książkę “Canon EOS System”.
W latach 1998- 2009 odpowiedzialny w UKIE za tłumaczenia wszystkich dokumentów związanych z akcesją oraz członkostwem Polski w UE.
W latach 1996- 2011 redaktor i autor setek artykułów na temat sprzętu fotograficznego i fotografii dla czołowych miesięczników branżowych.
W latach 1987-1998 pracował jako nauczyciel angielskiego.
W latach 1994-1996 pracował jako freelancing copywriter dla Ogilvy & Mather.
Od 12 lat jest głównym ekspertem ds. tłumaczeń w Centrum Europejskim Natolin.
Od 25 lat pracuje jako zawodowy fotograf ślubny, reklamowy, reklamowy, eventowy, przemysłowy, korporacyjny oraz portrecista, zarówno w studio jak i w terenie.
Od 30 lat pracuje jako tłumacz polsko-angielski oraz angielsko-polski dla czołowych firm i organizacji.

Jarosław Brzeziński
Jarosław Brzeziński

Jarosław Brzeziński, ur. 1962 r., fotograf, malarz i tłumacz z tytułem magistra filologii angielskiej.
Blog pod adresem: https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/
W roku 2005 opublikował książkę “Canon EOS System”.
W latach 1998- 2009 odpowiedzialny w UKIE za tłumaczenia wszystkich dokumentów związanych z akcesją oraz członkostwem Polski w UE.
W latach 1996- 2011 redaktor i autor setek artykułów na temat sprzętu fotograficznego i fotografii dla czołowych miesięczników branżowych.
W latach 1987-1998 pracował jako nauczyciel angielskiego.
W latach 1994-1996 pracował jako freelancing copywriter dla Ogilvy & Mather.
Od 12 lat jest głównym ekspertem ds. tłumaczeń w Centrum Europejskim Natolin.
Od 25 lat pracuje jako zawodowy fotograf ślubny, reklamowy, reklamowy, eventowy, przemysłowy, korporacyjny oraz portrecista, zarówno w studio jak i w terenie.
Od 30 lat pracuje jako tłumacz polsko-angielski oraz angielsko-polski dla czołowych firm i organizacji.

Artykuły: 2105

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *