Zdjęcia jako świadectwo przemijania
Po śmierci naszej ukochanej suczki Pasterki, poza pustką jaką to odejście zostawiło we mnie i wokół mnie, muszę się mierzyć z konsekwencjami tego, że była moją ulubioną modelką, fotografowaną nieomal codziennie przez dwanaście lat. Stawić czoła temu, że obrazy Pasterki są właściwie w każdym folderze zdjęć na komputerach i zewnętrznych twardych dyskach, oraz w większości moich wpisów na blogu i testów. I chociaż podejrzewam, że kiedyś te zdjęcia mogą się stać źródłem miłych wspomnień, obecnie wywołują zgoła przeciwne odczucia.
Zdjęcia, których robienie sprawiało mi taką radość, gdy utrwalałem niezwykłą psią żywotność, a także własną przyjemność bycia z Pasterką, teraz są źródłem smutku i rozpaczy, że nie tylko nie ma utrwalonej chwili, ale i źródła radości czyli samej Pasterki. Wiem, że czas mija i nawet w ułamku sekundy między wciśnięciem spustu a zamknięciem migawki to, co utrwalamy staje się przeszłością. Dochodzę do wniosku, że zdjęcie jest większym źródłem tęsknoty za utraconą przeszłością niż nasze tej przeszłości wspomnienie, bo wspomnienie jest płynne i materią zbliżone do marzenia sennego; tymczasem zdjęcie jest hiperrealistyczne poprzez to, że wszystko jest na nim zatrzymane w bezruchu i – pozornie – tak namacalne i na wyciągnięcie dłoni, że chcemy znaleźć się tam, w świecie tego obrazu. Ale wyciągnięcie dłoni uprzytamnia nam że dotykamy ekranu komputera, lub papierowej odbitki, a nie świata z przestawienia. Zanim to sobie uzmysłowimy przez chwilę możemy się łudzić, że chwila zatrzymana na zdjęciu jeszcze gdzieś istnieje i zaczynamy myśleć, co mogliśmy coś zrobić inaczej, aby uniknąć straty tamtych chwil; a przecież zrobić nic nie mogliśmy i nie możemy.
Dziwna relacja między zdjęciem a pamięcią znajduje potwierdzenie w badaniach naukowych. Okazuje się, że znacznie gorzej pamiętamy chwile, które zarejestrowaliśmy fotograficznie od tych, które po prostu przeżyliśmy. Może zatem poruszające w zdjęciach biskich nam istot, które odeszły jest to, że nie pamiętamy uwiecznionych chwil i nieruchomy obraz zastępuje nam wspomnienie, a może ostatecznie to on staje się wspomnieniem. Na takiej zasadzie możemy podejrzewać, że część naszych wspomnień z dzieciństwa to w istocie interpretacje zdjęć z rodzinnego albumu.
Może dlatego nie mam takiego poczucia straty jeśli chodzi o własne dzieciństwo. W domu był jakiś stary aparat fotograficzny, ale dość kiepski a rodzice nie mieli pieniędzy na ekstrawagancje, więc zdjęć jest niewiele, a jeśli już to głównie przedstawiające mnie, a nie ma na nich właściwie moich rodziców, szczególnie mojego taty, bo u nas w domu to on robił zdjęcia. Wszystkie zdjęcia z mojego dzieciństwa i młodości to odbitki zapełniające jeden album. Tymczasem dwanaście lat spędzonych z Pasterką to setki tysięcy zdjęć zapisanych na rozlicznych twardych dyskach. Czy to jednak oznacza dewaluację wspomnień? Czy ta ogromna ilość zdjęć pomniejsza znaczenie każdego z ich? Nie dla mnie. Gdybym miał znowu fotografować Pasterkę, robił bym jeszcze więcej zdjęć, być może dochodząc w ten sposób do absurdalnej tezy, że gdybym uwieczniał każdą chwilę, ocaliłbym jej istnienie. A może wręcz przeciwnie: zwiększyłbym obecny ciężar pamięci i rozpaczy? Nie wiem; to aspekt fotografii, który dotąd był mi nieznany. To terra incognita, którą zaczynam przemierzać rozpoznając jej rafy i skały, o które łatwo się rozbić. Czy jednak lepiej było nie robić tych wszystkich zdjęć, aby nie stały się przyczyną tęsknoty za utraconą przeszłością? W każdym razie wiem jedno: nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż dysproporcja długości życia ludzkiego i psiego. Psy odchodzą zbyt szybko, a im bardziej są kochane a życie z nimi wspaniałe, tym bardziej boli to, jak krótkie jest nasze z nimi przebywanie. A zdjęcia klatka po klatce ukazują to przemijanie.
Tekst i zdjęcia: Jarosław Brzeziński