Canon EOS RT – fotografowanie w czasie rzeczywistym

Przekleństwem przekroczenia pewnego wieku jest to, że zaczynają odchodzić ludzie i wartości, które towarzyszyły naszemu dzieciństwu i młodości, i wzmaga się poczucie straty. Zaletę stanowi to, że mamy nagromadzone wspomnienia, które pozwalają postrzegać obecne zjawiska z dłuższej perspektywy nadającej im sens niewidzialny dla ludzi młodych. Dzięki temu wiemy też, że pewne obecne rozwiązania technologiczne mają źródła w odległej przeszłości i pamiętamy powody stojące za ich powstaniem. Takie refleksje nasunęły mi się, gdy w moje ręce trafił niezwykły aparat sprzed trzydziestu lat – Canon EOS RT.

Zacznijmy od skrótu historycznego. Canon EOS RT to lustrzanka jednoobiektywowa produkowana przez firmę Canon od października 1989 do 1992 roku. Od strony technologii był to zasadniczo model EOS 630/EOS 600, ale z nieruchomym, półprzepuszczalnym lustrem – pierwszy aparat o takim rozwiązaniu z autofokusem; pięć lat później Canon wypuścił model EOS 1N RS (rok 1995), zawodowy z półprzepuszczalnym lustrem osiągający 10 klatek na sekundę. W przeszłości firma stworzyła kilka lustrzanek z ręcznym ustawianiem ostrości z takim rozwiązaniem: Pellix, Pellix QL, a także specjalne wersje limitowane dla zawodowców na Igrzyska Olimpijskie w Sapporo w roku 1972 (F-1 High-Speed Motor Drive) i na Igrzyska Olimpijskie w Los Angeles w roku 1984 (New F-1 High Speed Motor Drive). Jak na tak „niszowe” rozwiązanie za ogromny sukces Canona należy uznać to, że cała produkcja modelu EOS RT, czyli 20000 sztuk, sprzedała się błyskawicznie. Wiele lat minęło zanim Sony oparło całą linię swoich cyfrowych lustrzanek na technologii półprzepuszczalnego lustra.

Warto zauważyć, że stworzeniu modelu EOS RT przyświecały nieco inne cele niż to było w przypadku jego przodków. O ile w modelach Pellix (1965 rok) i Pellix QL (1966 rok) chodziło o umożliwienie specyficznego sposobu pomiaru światła przez obiektyw, to w limitowanych wersjach profesjonalnych lustrzanek F-1 i New F-1 chodziło głównie o pokonanie ograniczeń we współpracy z szybkimi motorami przesuwu filmu. Sekwencja ruchu lustra przy ówczesnych technologiach uniemożliwiała bardzo szybkie serie zdjęć, które przydawały się głównie fotografom sportowym. Stąd niewielkie serie aparatów z półprzepuszczalnym lustrem wypuszczano z okazji Igrzysk Olimpijskich. Canon F-1 High Speed Motor Drive w roku 1972 stosował tę samą technologię lustra, co model Pellix; Canon New F-1 High Speed Motor Drive w limitowanej wersji na Olimpiadę w roku 1984 osiągał zawrotną szybkość 14 klatek na sekundę. Nikon też eksperymentował z technologią półprzepuszczalnego lustra dla uzyskania szybkich serii zdjęć – tak było w przypadku Nikona F2 High Speed z roku 1976, F2H z roku 1978 i F3H z roku 1998 stworzonego na Igrzyska Olimpijskie w Nagano.

W Canonie EOS RT chodziło o coś innego. Mówimy o modelu półprofesjonalnym, który w wersji ze standardowym, ruchomym lustrem, z której się wywodził (Canon EOS 600 / 630) osiągał wystarczające w ogromnej większości zastosowań 5 klatek na sekundę. Canon wykorzystał tutaj półprzepuszczalne lustro, aby przezwyciężyć inne ograniczenia lustrzanek jednoobiektywowych i zbliżyć doświadczenie użytkownika do tego, co dają aparaty dalmierzowe. W skrócie: w lustrzance ruch lustra w chwili robienia zdjęcia powoduje wibracje, hałas, oraz zanik obrazu plus dość długie opóźnienie czasowe między wciśnięciem spustu a otwarciem migawki. Tych wad nie miały pozbawione lustra aparaty dalmierzowe. Leica M6 była wtedy wzorcowym modelem pod tym względem – była prawie bezgłośna a zmierzone opóźnienie czasowe między wciśnięciem spustu migawki a otwarciem migawki wynosiło 10-12 milisekund. Dla porównania, opóźnienie zmierzone dla jednej z moich ulubionych lustrzanek jednoobiektywów bez autofokusa, Canona T-90, wynosiło około 200 milisekund.

Półprzepuszczalne lustro w Canonie EOS RT odbija część światła do wizjera, a resztę przepuszcza w stronę płaszczyzny filmu; lustro pozostaje nieruchome a obraz w wizjerze nigdy nie zanika, co szczególnie przydaje się przy panoramowaniu i śledzeniu poruszającego się obiektu, jak to jest choćby w fotografii sportowej, czy pozwala obserwować na bieżąco efekt błysku lamp na fotografowanym obiekcie. Brak wibracji pochodzących w standardowych lustrzankach od ruchu lustra czyni aparat idealnym w makrofotografii czy astrofotografii. Oczywiście przymknięcie przysłony powoduje znaczne ściemnienie obrazu, zatem stały obraz w wizjerze przynosi największe korzyści w przypadku używania obiektywów przy dużych otworach przysłony. Do wad półprzepuszczalnego lustra w EOS-ie RT należy zaliczyć po pierwsze to, że przekazanie części światła do wizjera sprawia, że mniej go dociera na film – mniej więcej o 2/3 stopnia ekspozycji. Należy zauważyć, że technologie poszły na tyle do przodu, że obecnie niektóre zawodowe lustrzanki cyfrowe są w stanie wykonywać serie kilkunastu zdjęć na sekundę przy ruchomym lustrze, Do wad lustra przepuszczalnego w RT należy zaliczyć również to, że przeprowadzone wówczas testy wykazały pewne – niewielkie – pogorszenie jakości obrazu z powodu przejścia światła przez lustro. Ale technologia był na tyle dobra, że to samo rozwiązanie lustra zastosowano w profesjonalnym modelu Canon EOS-1N RS w roku 1995. Warto podkreślić, że powłoka półprzepuszczalna lustra w RT była bardzo twarda i wytrzymała, w przeciwieństwie do dość miękkiej powłoki w Canonie Pellix, która z czasem ulegała degradacji i źle znosiła czyszczenie, a to czasu do czasu było potrzebne przy częstej zmianie obiektywów.

Jak już wspomniałem, Canon EOS RT jest oparty o model EOS 600 / 630 i gdyby nie złote litery „RT” z przodu, byłby do nich do złudzenia podobny. Nawet działanie modelu RT w prawie wszystkich trybach pacy jest tożsame z tamtymi protoplastami. Ale typowe dla ówczesnych półprofesjonalnych modeli serii EOS pokrętło włączenia aparatu z lewej strony ma jedną odmienną pozycję, oznaczoną właśnie RT. I tam znajdziemy magię tego aparatu. Prawdę mówiąc, od chwili gdy aparat trafił w moje ręce i przeczytałem instrukcję nie użyłem żadnego innego trybu. Dokonałem kilku zmian w ustawieniach indywidualnych, z których najważniejsze to ustawienie funkcji indywidualnej numer 11 tak, aby przewinięcie filmu do następnej klatki zostało opóźnione do chwili zwolnienia nacisku na spust migawki. Muszę powiedzieć, że aparat w trybie RT okazał się najbardziej uzależniającym sprzętem fotograficznym jak miałem w ręku od dawna, dając zalety lustrzanki bez jej wad.

Oczywiście praca w trybie RT wymaga trochę czasu potrzebnego na oswojenie się z jego specyfiką. Na początku – szczególnie po przestawieniu funkcji indywidualnej numer 11 tak, jak ja to zrobiłem – trzeba sobie uzmysłowić jak sekwencja dwóch stopni nacisku naszego palca na spust migawki i zwolnienia tegoż nacisku przekłada się na sekwencję pracy aparatu. Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z lustrzanką wyposażoną w to elektroniczne sterowanie wszystkimi funkcjami aparatu, wliczając w uruchomienie migawki, przymknięcie przysłony, samoczynne ustawienie ostrości (to oczywiście możemy wyłączyć) oraz przesuw filmu. Gdy już ułożymy sobie to w głowie, wszystko staje się drugą naturą. W każdym razie wygląda to tak: wciśnięcie spustu migawki do połowy powoduje automatyczne ustawienie ostrości, zmierzenie światła i przymknięcie przysłony do wartości roboczej. Jest to dość głośne – szczególnie ze względu na przymknięcie przysłony elektromagnetyczne. Ale dopóki trzymamy palec na spuście wciśniętym do połowy, aparat jest całkowicie przygotowany do zrobienia zdjęcia. Wtedy wciśnięcie spustu do końca powoduje już tylko otwarcie i zamknięcie migawki, które jest prawie bezgłośnie, a po odpowiednim ustawieniu funkcji indywidualnej numer 11 przesuw filmu (który jest dość głośny) zostanie odwleczony do chwili puszczenia spustu migawki. Dzięki temu samo zrobienie zdjęcia jest właściwie niesłyszalne, cały czas obserwujemy obraz w wizjerze a opóźnienie między wciśnięciem spustu migawki do końca a otwarciem migawki wynosi zaledwie 8 milisekund, czyli mniej niż w przypadku dalmierzowego aparatu Leica M6. Należy dodać, że średni czas opóźnienia ówczesnych lustrzanek z autofokusem wyposażonych w standardowe, ruchome lustro wynosił 90-130 milisekund. Właśnie ta cecha aparatu jest źródłem symbolu w jego nazwie: RT to skrót od angielskiego Real Time, bo tak krótkie opóźnienie sprawia, że praktycznie fotografujemy w czasie rzeczywistym.

W trybie Canon EOS RT aparat daje zalety lustrzanki z AF, czyli wizjer optyczny pokazujący obraz widziany przez obiektyw i samoczynne ustawienie ostrości, połączone z zaletami aparatu dalmierzowego, czyli stały podgląd obrazu, minimalne opóźnienie, brak drgań i hałasu. Szybko nauczyłem się jego specyfiki i chodziłem na spacery z aparatem na stałe włączonym w trybie RT; gdy widziałem, że zaraz będzie działo się coś, co chcę sfotografować, wciskałem spust migawki do połowy i czekałem. To doświadczenie nieporównywalne z lustrzankami wyposażonymi w lustro ruchome. A nawet z aparatami Sony SLT, ponieważ te ostatnie mają wizjer elektroniczny, który nie zawsze nadąża z odświeżaniem obrazu za ruchem migawki przy szybkich seriach zdjęć.

Jak już wspomniałem, Canon EOS RT został wyprodukowany w limitowanej serii 20000 sztuk, które sprzedały się bez problemu, a odzew ze strony klientów był tak pozytywny, że firma opracowała model zawodowy na bazie aparatu EOS-1N wprowadzony na rynek w roku 1995 jako EOS-1N RS. RS jest podobno skrótem od angielskiego „Real-time Super-high-speed”, ale często rozszyfrowywano skrót jako “Rapid Shooting”. W każdym razie chodzi o szybkie fotografowanie w czasie rzeczywistym. Zarówno EOS RT jak i EOS-1N RS były użytkowane intensywnie w czasie zawodów i imprez sportowych, takich jak wyścigi Formuły 1, World Motor GP, igrzyska olimpijskie, mecze piłki nożnej, koszykówki, imprezy motocrossowe itd.

Zaletą Canona EOS RT jest również dostęp do niezwykle szerokiej gamy produkowanej do dzisiaj optyki EF i pełna z nią współpraca (mówimy o oryginalnej optyce Canona; współpraca z obiektywami niezależnych producentów optyki nie zawsze jest gwarantowana). Przy okazji nie sposób nie powiedzieć kilku ciepłych słów o tym jak odważną i innowacyjną firmą był Canon w latach 80. I 90. XX wieku. Pozornie samobójcze porzucenie systemu Canon FD było  przejawem takiego podejścia i wyszło firmie na dobre. Wygląda na to, że to wtedy Canon osiągnął apogeum umiejętności przekładania owoców ogromnych nakładów na badania nad nowymi technologiami na zastosowania i sukces komercyjny. Całkowite przejście na elektroniczną komunikację aparatu z obiektywami i zastosowanie cichych silników ustawiania ostrości wbudowanych w optykę przyniosło firmie coś, co bezskutecznie próbowała osiągnąć od dziesięcioleci: przeciągnąć zawodowców na swoją stronę. To właśnie głównie fotografowie sportowi i fotoreporterzy błyskawicznie dostrzegli przewagę rozwiązań Canona nad tymi od Nikona po „wybuchu” ery autofokusa.

Canon EOS RT to jeden z wytworów postępowej filozofii firmy w latach 80. i 90. XX, która zakładała testowanie tego, czy uda się stworzyć nową niszę na rynku. Tak czy inaczej jest to filozofia sukcesu – jak się wszystko uda, producent staje się wyznacznikiem trendów, które inni będą próbowali naśladować; w najgorszym razie firma w swoim portfolio produktów ma coś unikatowego, czego nie ma nikt inny. Patrząc realistycznie nie sądzę, aby Canon zakładał, że aparat do tak specjalnych zastosowań jak lustrzanka z nieruchomym lustrem, przyniesie firmie ogromne zyski; bardziej chodziło o pokazanie supremacji technologicznej i tego, że firma potrafi stworzyć tak wyrafinowany produkt, tym samym jeszcze bardziej pozwalając jej zaistnieć w świadomości zawodowców. Wtedy, gdy RT pojawił się na rynku, nie było mnie na niego stać. Ostatnio kupiłem go za 250 złotych w bardzo dobrym stanie. Jeśli chodzi o doświadczenie i przyjemność użytkowania, wart był każdej wydanej złotówki.

Tekst i zdjęcia: Jarosław Brzeziński

Galeria zdjęć:

Jarosław Brzeziński
Jarosław Brzeziński

Jarosław Brzeziński, ur. 1962 r., fotograf, malarz i tłumacz z tytułem magistra filologii angielskiej.
Blog pod adresem: https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/
W roku 2005 opublikował książkę “Canon EOS System”.
W latach 1998- 2009 odpowiedzialny w UKIE za tłumaczenia wszystkich dokumentów związanych z akcesją oraz członkostwem Polski w UE.
W latach 1996- 2011 redaktor i autor setek artykułów na temat sprzętu fotograficznego i fotografii dla czołowych miesięczników branżowych.
W latach 1987-1998 pracował jako nauczyciel angielskiego.
W latach 1994-1996 pracował jako freelancing copywriter dla Ogilvy & Mather.
Od 12 lat jest głównym ekspertem ds. tłumaczeń w Centrum Europejskim Natolin.
Od 25 lat pracuje jako zawodowy fotograf ślubny, reklamowy, reklamowy, eventowy, przemysłowy, korporacyjny oraz portrecista, zarówno w studio jak i w terenie.
Od 30 lat pracuje jako tłumacz polsko-angielski oraz angielsko-polski dla czołowych firm i organizacji.

Artykuły: 2091

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *